Dlaczego rozpoczął Pan prowadzenie szkoleń i jak to się stało, że są one tak popularne?
Zostałem „zmuszony” przez koleżanki i kolegów. Po ukończeniu szkoleń z okluzji w Akademii Dawsona w St. Petersburg w USA nabierałem szybko doświadczenia i szybko weryfikowałem pozyskaną wiedzę. Moja fascynacja tematem chyba emanowała ze mnie, bo kilkoro koleżanek i kolegów wręcz zmusiło mnie do podzielenia się wiedzą. A w tamtym czasie było niewiele kursów z okluzji w Polsce. Musiałem więc przygotować prezentację i układ szkolenia. Wzbogaciłem je o swoje własne praktyczne doświadczenia i spostrzeżenia. I tak powstało szkolenie. Obecną popularność prowadzonych przeze mnie szkoleń zawdzięczam na pewno stale aktualizowanej wiedzy oraz współpracy z jedną z najlepszych firm szkoleniowych na rynku.
Czy osoba tak zaangażowana w różnego rodzaju działania na polu stomatologii ma jeszcze czas na hobby i inne zainteresowania?
Dzięki własnemu wypracowanemu systemowi pracy z pacjentem, w którego centrum jest zarządzanie okluzją, unikam wielu niepotrzebnych stresów i straty czasu przy wykonywaniu różnego rodzaju leczenia pacjentów. Ten indywidualny, wypracowany system pomaga mi znaleźć czas na hobby. Niestety, przez to, że wciągnęły mnie tak bardzo czasochłonne pasje, jak żeglarstwo i golf, nie starcza już czasu na ukochane kiedyś modelarstwo lotnicze. Jednak dla utrzymania dobrej kondycji i sprawności fizycznej trenuję również sporty walki – taijiquan i sandę, a od czasu do czasu gram w tenisa.
Czy Pana i żony pasją stomatologiczną udało się zarazić również synów?
No właśnie, nigdy nie rozumiałem, dlaczego rodzice tak prą, by dzieci kontynuowały ich drogę zawodową. A tu okazało się, że wpadliśmy z żoną w te same tory myślenia. Nasz młodszy syn właśnie zaczął studia stomatologiczne.