MISTRZOWIE STOMATOLOGII

  1. Interdyscyplinarne leczenie pacjentów ze szkieletowymi wadami zgryzu
    prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange
  2. Czy istnieje alternatywna metoda leczenia wad zgryzu dla tradycyjnych aparatów ortodontycznych?
    prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange
  3. Szybka pomoc w leczeniu bólu stawu skroniowo-żuchwowego
    prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange
  4. Czemu nie mogę się w nocy dobrze wyspać? O rany, te nocne dźwięki to moje chrapanie!
    prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange
  5. Prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange – wywiad

PRAKTYKA

  1. Ocena technik wyciskowych stosowanych w wykonawstwie protez ruchomych z zaczepami teleskopowymi – przegląd piśmiennictwa
    lek. dent. Katarzyna Świder,
    dr n. med. Tomasz Dąbrowa, lek. dent. Marcin Jarmołowicz
  2. Biochemia bruksizmu, czyli jak parafunkcja indukuje ból mięśniowy
    dr n. med. Aleksandra Nitecka-Buchta, Mariusz Kowalczyk, Marzena Kowalczyk, prof. dr hab. n. med. Stefan Baron
  3. Rana postrzałowa policzka – opis przypadku
    lek. dent. Małgorzata Peruga, dr hab. n. med. Konrad Małkiewicz
  4. Potrzeby stomatologiczne: wyobrażenia i oczekiwania pacjenta a diagnoza lekarza – opis dwóch przypadków
    lek. dent., M. Sc. in Oral Implantology Magdalena Żywicka

EDUKACJA

  1. Obowiązki stomatologa w związku z RODO
    Aneta Naworska
  2. Digital Dentistry Society otworzyło swoją Ambasadę w Polsce

PERYSKOP

  1. Emocja do regulacji
    Mariusz Oboda, Aleksandra Brońska-Jankowska
  2. Spacerkiem przez historię stomatologii…

PO GODZINACH

  1. Weź na ząb: Berlin
    Tomasz Hankiewicz

MISTRZOWIE STOMATOLOGII

  1. Interdyscyplinarne leczenie pacjentów ze szkieletowymi wadami zgryzu
    prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange
  2. Czy istnieje alternatywna metoda leczenia wad zgryzu dla tradycyjnych aparatów ortodontycznych?
    prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange
  3. Szybka pomoc w leczeniu bólu stawu skroniowo-żuchwowego
    prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange
  4. Czemu nie mogę się w nocy dobrze wyspać? O rany, te nocne dźwięki to moje chrapanie!
    prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange
  5. Prof. dr hab. n. med. Tomasz Gedrange – wywiad

PRAKTYKA

  1. Ocena technik wyciskowych stosowanych w wykonawstwie protez ruchomych z zaczepami teleskopowymi – przegląd piśmiennictwa
    lek. dent. Katarzyna Świder,
    dr n. med. Tomasz Dąbrowa, lek. dent. Marcin Jarmołowicz
  2. Biochemia bruksizmu, czyli jak parafunkcja indukuje ból mięśniowy
    dr n. med. Aleksandra Nitecka-Buchta, Mariusz Kowalczyk, Marzena Kowalczyk, prof. dr hab. n. med. Stefan Baron
  3. Rana postrzałowa policzka – opis przypadku
    lek. dent. Małgorzata Peruga, dr hab. n. med. Konrad Małkiewicz
  4. Potrzeby stomatologiczne: wyobrażenia i oczekiwania pacjenta a diagnoza lekarza – opis dwóch przypadków
    lek. dent., M. Sc. in Oral Implantology Magdalena Żywicka

EDUKACJA

  1. Obowiązki stomatologa w związku z RODO
    Aneta Naworska
  2. Digital Dentistry Society otworzyło swoją Ambasadę w Polsce

PERYSKOP

  1. Emocja do regulacji
    Mariusz Oboda, Aleksandra Brońska-Jankowska
  2. Spacerkiem przez historię stomatologii…

PO GODZINACH

  1. Weź na ząb: Berlin
    Tomasz Hankiewicz

Weź na ząb: BERLIN

Tomasz Hankiewicz

Wydawać by się mogło, że niemal trzy dekady po zjednoczeniu Niemiec w Berlinie zrobiono już wszystko, by pozszywać miasto wcześniej przedarte na pół. Nic bardziej błędnego – stolica Republiki Federalnej to wciąż miasto under (re)construction, a przy tym kosmopolityczne miejsce w którym każdy może czuć się „u siebie”, dość odległe od polskich wyobrażeń o pruskim drylu.

Założeniem kącika „Weź na ząb” było przybliżanie Czytelnikom miejsc nie do końca oczywistych jako destynacje turystyczne. Dlatego w cyklu pojawiły się takie miasta jak choćby Belfast, Sarajewo czy Bratysława. Ale kierunkiem ignorowanym przez rodzimych obieżyświatów może być też miejsce teoretycznie dobrze znane, a przy tym bardzo bliskie (w sensie geograficznym), do którego niewiele osób jeździ się w celach turystycznych. Tym razem zapraszam do Berlina.

 

Ze względu na bliską odległość od polskiej granicy (około 90 km) z wielu miejsc w kraju do Berlina można dojechać autem w kilka godzin. Jeśli jednak na miejscu nie zamierzamy używać własnego pojazdu, można skorzystać z komunikacji autobusowej, przede wszystkim połączeń oferowanych przez firmę Flixbus (która niedawno przejęła dotychczasowego lidera na naszym rynku – Polskiego Busa). Autobusami niemieckiego przewoźnika do Berlina dostać się można bezpośrednio z Gdańska, Szczecina, Torunia, Warszawy, Łodzi, Poznania oraz miast położonych w południowej części kraju: Rzeszowa, Krakowa, Katowic, Opola i Wrocławia. Warto dodać, że poza przystankiem końcowym w zachodniej części miasta (dworzec Zentraler Omnibusbahnhof – ZOB), większość autobusów z Polski zatrzymuje się także w porcie lotniczym Schönefeld – dawnym lotnisku komunistycznej części Berlina, obecnie obsługującym niemal wyłącznie tanie linie lotnicze, w tym Ryanair i easyJet (obaj przewoźnicy oferują ponad 50 kierunków). A skoro jesteśmy przy komunikacji lotniczej, wypada zauważyć, że ze względu na geograficzną bliskość nader skromnie prezentuje się siatka połączeń lotniczych między Berlinem i polskimi miastami. Samoloty PLL LOT z Warszawy lądują w głównym porcie lotniczym stolicy – Tegel, natomiast z Krakowa można dostać się na wspomniane lotnisko Schönefeld na pokładzie maszyn Ryanaira. Jeszcze inną (choć relatywnie drogą) opcję dojazdu do Berlina stanowią połączenia kolejowe. Z Warszawy do stolicy Niemiec wyruszają codziennie cztery składy (cena biletu w jedną stronę, zależnie od klasy, wynosi 230 lub 357 zł; czas przejazdu: nieco ponad 6 godzin) a także jeden pociąg z Trójmiasta (cena: 229 lub 355 zł; czas przejazdu: 6 godzin 12 minut).

Zdziwiłby się ten (przynajmniej z młodszego pokolenia Czytelników), kto sądzi, że Berlin nie był dla naszych rodaków swego rodzaju Ziemią Obiecaną. Między 1963 a 1987 rokiem (ze wskazaniem na okres stanu wojennego) samoloty LOT-u (szczególnie te obsługujące trasę z Wrocławia do Warszawy) były porywane 16 razy, a kierunek był prawie zawsze ten sam: zachodnioberlińskie lotnisko Tempelhof. Co niektórzy sugerowali wówczas, by nazwę naszego narodowego przewoźnika odczytywać raczej jako Landing on Tempelhof. Swoją drogą dziś, dekadę po zakończeniu działalności tego portu lotniczego, na jego miejscu pozostało imponujące 300 hektarów zieleni, które decyzją władz miasta służyć będą berlińczykom jako tereny rekreacyjne.

Tuż przed agonią PRL-u, gdy obywatele Polski mogli bez wizy udać się wyłącznie na Węgry oraz do Berlina Zachodniego, właśnie ta „lepsza” część dawnej niemieckiej stolicy była magnesem przyciągającym… Kogo? No właśnie, jeszcze nie turystów, nie biznesmenów, ale m.in. osoby, które na ładnych paręnaście lat popsuły wizerunek Polaka nad Szprewą. Główną grupę odwiedzających Berlin Zachodni stanowili jednak przedsiębiorczy ciułacze, którzy w bliskości enklawy wolnego świata upatrywali szansę na poprawę własnego bytu. Niejeden biznes początków polskiego kapitalizmu wyrósł dzięki „zachodniej marce”, na którą zamieniano szmuglowane w setkach kartony polskich papierosów i inne relatywnie łatwe do zdobycia produkty (ze wskazaniem na …biały ser). Zarobione w ten sposób „prawdziwe pieniądze” były w sklepikach prowadzonych przez Turków czy Jugosłowian wymieniane na tanią azjatycką elektronikę, na którą zbyt w Polsce był w tym czasie niemal nieograniczony. Inna sprawa, że wielu Polaków zdecydowało się na stałe osiąść w Berlinie. Oficjalne statystyki wykazują, że w stolicy Republiki Federalnej mieszka obecnie 102 tys. naszych rodaków (tylu mieszkańców liczy Kalisz lub Legnica), nie uwzględniając tych, którzy mają niemiecki paszport. Pod tym względem ustępujemy tylko berlińczykom pochodzenia tureckiego.

Berlin to Niemcy w pigułce, podobnie jak cała federacja stanowi swego rodzaju patchwork wielu państw. Dość powiedzieć, że Drugą Rzeszę, zjednoczoną w 1871 roku pod berłem Prus, utworzono z połączenia 22 niezależnych organizmów państwowych, w tym 4 królestw (Bawaria, Prusy, Saksonia, Wirtembergia), księstw, landgrafatów oraz wolnych miast. Łączył je język, a dzieliło znacznie więcej – odmienne dzieje, odrębne systemy prawne, zróżnicowany poziom gospodarczy i standard życia poddanych, nierzadko też inne wyznanie i powiązana z tym obyczajowość.

Podobnie Berlin to zlepek powstających w ciągu stuleci podstołecznych miasteczek, które na początku XX wieku zostały wchłonięte przez gwałtownie rozwijającą się metropolię (w przededniu II wojny światowej Berlin liczył niemal 4,5 mln mieszkańców). I choć ogromne zniszczenia ostatniej wojny w dużym stopniu przyniosły kres indywidualizmowi poszczególnych części miasta, roztapiając je w wielkim berlińskim kotle, to różnice w charakterze i wyglądzie 12 okręgów, dzielących się na 96 dzielnic, są nadal zauważalne.

Berlin to wielki, liczący ponad 3,7 mln mieszkańców organizm miejski. Bez wątpienia najlepszym sposobem na pokonywanie dużych odległości między poszczególnymi dzielnicami i atrakcjami jest korzystanie z komunikacji miejskiej. A ta – trzeba przyznać – działa bardzo sprawnie i efektywnie. Jedyną niedogodnością może być ciasnota na niektórych stacjach metra i brak klimatyzacji w wagonikach starszego typu – dotyczy to choćby najpopularniejszej wśród turystów linii U2, która działa od 1902 roku. Bilet jednorazowy na wszystkie środki lokomocji w granicach Berlina (strefy AB), czyli na U-Bahn (metro), S-Bahn (szybka kolej miejska), autobusy i tramwaje (te kursują wyłącznie w granicach dawnego Berlina Wschodniego) to wydatek 2,80 €. Bilet całodniowy (ważny do godz. 03:00 dnia następnego) kosztuje 7 €. Zniżki (cena biletów odpowiednio: 1,70 € oraz 4,70 €) obejmują tylko dzieci i młodzież; na niższą cenę nie mogą liczyć (podobnie jak w muzeach) seniorzy. Zakupiony w automacie bilet należy walidować w małych kasownikach zanim jeszcze wsiądzie się do pojazdu.

Jak w każdym europejskim mieście z dużym potencjałem turystycznym, także w Berlinie można korzystać z usług kilku firm oferujących wycieczki typu hop-on, hop-off (z możliwością wsiadania i wysiadania na dowolnym przystanku). Cena jedno- lub dwudniowego biletu na objazd miasta piętrowym autobusem (najczęściej w otwartym dachem) wynosi – zależnie do firmy i wybranej trasy – od kilkunastu € wzwyż. Rozsądną alternatywę dla tych przejazdów stanowią autobusy miejskie linii 100 i 200 (w większości również piętrowe), których trasy prowadzą do głównych atrakcji miasta usytuowanych pomiędzy Alexanderplatz i Ku’dammem (obowiązuje w nich standardowym bilet).

Gdyby spytać o architektoniczne symbole Berlina, większość z nas wskazałaby dwa (i być może tylko te dwa): Wieżę Telewizyjną oraz Bramę Brandenburską. Drugi z nich nie był częścią systemu obronnego, chroniącego dawny Berlin przed zakusami wrogów, ale elementem zbudowanego nieco później – w XVIII wieku – pierścienia (Berliner Zoll- und Akzisemauer) z 18 bramami, w których pobierano cło. W obecnej formie Brama Brandenburska (Brandenburger Tor) wzniesiona została w latach 1788–1791 przez śląskiego architekta Carla Gotharda Langhansa. Berlin Fryderyka II Wielkiego, podobnie jak stanisławowska Warszawa, był wielkim placem budowy, a powstające wówczas reprezentacyjne budowle na długie lata nadały mu charakter miasta klasycystycznego. W ten nurt wpisuje się też architektura Bramy, luźno wzorowana na propylejach ateńskiego Akropolu – wsparta jest na 12 doryckich kolumnach, a jej zwieńczenie stanowi kwadryga powożona przez skrzydlatą boginię zwycięstwa – Wiktorię. Po wojnie, mimo że Brama wielokrotnie służyła nazistom do celów propagandowych, zdecydowano o jej odbudowie. Sławy zabytkowi przydał podział Berlina – w 1961 roku konstrukcja znalazła się po stronie wschodniej tuż przy Murze w smętnie wyglądającej, pozbawionej zabudowy okolicy. Diametralna zmiana nastąpiła krótko po zjednoczeniu Niemiec – plac Paryski (Pariser Platz), na który otwiera się Brama, zabudowano spójnymi stylowo, choć nazbyt ascetycznymi budowlami (m.in. ambasady USA i Francji, Akademia Sztuk Pięknych, oddział Commerzbanku). Do przedwojennego projektu nawiązuje tylko gmach najsłynniejszego hotelu w mieście – Adlon Kempinski. Mijając plac jesteśmy już na szerokiej Unter den Linden (Pod Lipami), głównej ulicy miasta. Jej nazwa jest nieprzypadkowa – już w XVII wieku trakt z centrum miasta w kierunku zachodnim ocieniały dorodne drzewa lipowe.

Skoro jesteśmy przy najważniejszej ulicy Berlina, warto wspomnieć o posesji pod numerem 70–72. Do 2000 roku mieściła się tam Ambasada RP (wcześniej ambasada w NRD), ale ze względu na zły stan techniczny budynku podjęto decyzję o przeniesieniu polskiego przedstawicielstwa do tymczasowej siedziby na zachodnim krańcu miasta (Lassenstraße 19–21). Wysłużony gmach przestał istnieć, przedstawiono wizualizacje nowej siedziby ambasady i …póki co na tym koniec. Pusty plac, rażący nie mniej niż ubytek w garniturze zdrowych zębów, odgradza od świata zewnętrznego płot z informacjami na temat historii naszego kraju. Szkoda, tym bardziej, że wkrótce półtorakilometrowy odcinek Unter den Linden – od Bramy Brandenburskiej do Wyspy Muzeów – zostanie przekształcony w deptak.

Nazwa wspomnianej Wyspy Muzeów (zespół wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO) tłumaczy wszystko. Przed niemal dwoma stuleciami zadecydowano, by w tej części miasta – w sąsiedztwie rezydencji królów Prus – stworzyć swego rodzaju skarbiec dzieł sztuki. Z berlińskimi muzeami jest jednak pewien kłopot: to nie Paryż, gdzie każdy idzie do Luwru czy Musée d’Orsay lub Madryt – tam swoje kroki wypada skierować do Prado. Stolica Niemiec nie ma jednej najważniejszej placówki muzealnej, która byłaby dla każdego obieżyświata atrakcją z kategorii must see. Na samej Wyspie Muzeów, a dokładniej jej północnym krańcu, działa kilka godnych uwagi placówek, w dodatku brak między nimi wyraźnego podziału na kategorie prezentowanych kolekcji. Najczęściej odwiedzane Muzeum Pergamońskie posiada w zbiorach zabytki sztuki i architektury antycznej, bliskowschodniej i islamskiej, w tym rekonstrukcję imponującego Wielkiego Ołtarza Zeusa w Pergamonie, babilońską Bramę Isztar i bramę targową z Miletu. Niestety, ze względu na remont, który ma trwać aż do 2023 roku, część zabytków (w tym ten najsłynniejszy) nie jest eksponowana. Muzeum im. Bodego przybliża sztukę Bizancjum i eksponuje obiekty europejskiej rzeźby. Słynną Nefretete – popiersie żony faraona Echnatona podziwiać można w Nowym Muzeum. W Starej Galerii Narodowej największe zainteresowanie wzbudza kolekcja francuskich impresjonistów, a Stare Muzeum przyciąga głównie miłośników archeologii. Bilety do każdego z muzeów kosztują 12 €, natomiast jeśli znajdziemy czas, lepiej skorzystać z łączonego biletu do wszystkich placówek na Wyspie Muzeów – jego koszt wynosi już tylko 18 €.

Także na Wyspie Muzeów wznosi się imponująca świątynia luterańska, znana powszechnie pod nazwą Berliner Dom. Wbrew nazwie nie jest to katedra – tę funkcję pełnią wspólnie dwie inne świątynie. Pierwszy kościół stał w tym miejscu już w wieku XV, ale pomimo późniejszej rozbudowy uznano, że nie jest dość reprezentacyjny jak na potrzeby cesarstwa. Na osobiste polecenie Wilhelma II pochodzący z Pszczyny Julius Raschdorff wzniósł więc – w latach 1895–1904 – imponujący gmach odwołujący się do tradycji architektonicznej włoskiego renesansu. Świątynię (wstęp: 7 €) nakrywa ogromna kopuła, a całość założenie dopełniają cztery wieże w narożach. W krypcie „katedry” złożono ciała 94 członków panującej w Prusach dynastii Hohenzollernów. Dodatkowo na bębnie kopuły zainstalowano tarasy widokowe, z których podziwiać można centrum Berlina.

Atrakcją, z której korzysta wielu turystów są rejsy po Szprewie, Haweli oraz berlińskich kanałach. W letnie dni na akwenach Berlina pływa nawet 100 różnej wielkości statków turystycznych. Za liczbą jednostek i firm z tej branży idzie mnogość oferty: od godzinnej przejażdżki (cena od 12 €), rejsu ze słodkim poczęstunkiem lub kilkudaniowym obiadem po przejażdżki nocą i prywatne rejsy. Warto wspomnieć, że Niemcy to państwo o najlepiej rozwiniętej żegludze śródlądowej w Europie i z nabrzeży w okolicy Berliner Dom (gdzie rozpoczyna się wiele rejsów) dopłynąć można, bez konieczności przesiadki, m.in. nad Bałtyk oraz Morze Północne. Rejs po Szprewie to znakomita okazja, by z innej perspektywy przyjrzeć się m.in. berlińskiej architekturze XXI wieku. Nad brzegami rzeki – od Wyspy Muzeów po oddany do użytku w 2006 roku Główny Dworzec Kolejowy – ulokowano wiele postmodernistycznych gmachów administracji rządowej. Jest tu m.in. urząd Kanclerza Federalnego – wzniesiony ze stali i szkła efektowny kompleks o powierzchni ośmiokrotnie większej niż Biały Dom. Co ciekawe, Angela Merkel nie korzysta z prywatnych apartamentów dostępnych dla kanclerza, lecz wynajmuje mieszkanie w jednej z uliczek w pobliżu Berliner Dom.

Nad Szprewą (a zarazem niemal na tyłach Bramy Brandenburskiej) znajduje się również siedziba parlamentu Republiki Federalnej, czyli Reichstagu. Potężny neorenesansowy gmach z końca XIX wieku został odbudowany po zniszczeniach wojennych, a w ostatnich latach zyskał piękną szklaną kopułę zaprojektowaną przez Normana Fostera. Dziełu brytyjskiego architekta przyjrzeć się można z bliska – przez dużą część dni w roku dla publiczności dostępna jest (w godzinach 08:00–24:00) kopuła oraz tarasy widokowe na dachu parlamentu. Wstęp jest bezpłatny, ale niezbędna jest wcześniejsza rejestracja online.

Berlin XXI wieku to także okolice Placu Poczdamskiego. Jeden z najważniejszych punktów na mapie przedwojennego Berlina zdaje się coraz bardziej odzyskiwać swoją dawną pozycję. W wyniku działań wojennych zabudowa Potsdamer Platz praktycznie przestała istnieć, dodatkowo wytyczona na placu granica sektorów amerykańskiego, brytyjskiego i radzieckiego sprawiła, że stał się on (aż do zjednoczenia Niemiec) martwą strefą. Wzniesione na placu w ostatnich latach biurowce nie robią wrażenia pod względem wysokości (są znacznie niższe niż wiele warszawskich drapaczy chmur), a raczej pięknych, pełnych harmonii i lekkości form. Duża w tym zasługa czołowych światowych architektów, którym powierzono poszczególne projekty, takich jak Włoch Renzo Piano czy Amerykanin Helmut Jahn. Warto dodać, że w pobliżu placu znajdują się biura, sale kinowe i konferencyjne centrum Festiwalu Berlińskiego – jednej z najbardziej prestiżowych imprez świata filmu na świecie.

Miłośnikom malarstwa polecić można wizytę w nieodległej Gemäldegalerie (wstęp: 10 €) – muzeum posiadającym najbardziej kompletną kolekcją sztuki dawnych mistrzów w mieście (m.in. prace Dürera, Rafaela, Rubensa, Rembrandta, Caravaggia). Wielki kompleks parkowy na tyłach muzeum to Tiergarten – niegdyś tereny łowieckie królów pruskich. Ustawiona na placu w środku kompleksu 67-metrowa Kolumna Zwycięstwa (Siegessäule) z 1873 roku, zwieńczona złoconą figurą anioła, upamiętnia pokonanie Duńczyków, Austriaków oraz Francuzów, czego konsekwencją było zjednoczenie Niemiec i proklamowanie cesarstwa. Rozległy plac, na którym stoi kolumna był miejscem organizowanych przed laty Parad Miłości – gromadzących nawet powyżej miliona uczestników imprez o charakterze muzycznym, ale niepozbawionych też kontekstu społecznego i politycznego.

Eksplorując historyczne centrum Berlina warto odwiedzić także tchnącą spokojem i dobrobytem okolicę Gendarmenmarkt, którego nazwa (Rynek Żandarmerii) jest pamiątką czasów, gdy stacjonował tu regiment kirasjerów i zlokalizowane były stajnie. Plac, słusznie uważany za najpiękniejszy w Berlinie, stanowi spójne założenie z centralnie położoną bryłą sali koncertowej Schauspielhaus (1818–1821) projektu najlepszego pruskiego architekta tej epoki – Karla Friedricha Schinkla, czynnego także na ziemiach zaboru pruskiego (Schinkel przygotował m.in. projekt przebudowy zamku w Kórniku, a dla Radziwiłłów wzniósł niezwykły drewniany pałac myśliwski w Antoninie koło Ostrowa Wlkp.). Po obu stronach placu wnoszą się dwie niemal identyczne budowle sakralne (po odbudowie zamienione na muzea) – Katedra Niemiecka oraz Katedra Francuska. Ta druga jest śladem obecnością licznej kolonii Francuzów nad Szprewą. Po odwołaniu – w 1685 roku – edyktu nantejskiego, dającego francuskim ewangelikom reformowanym (hugenotom) wolność wyznania, wielu z nich, mimo królewskiego zakazu, opuściło Francję. Największa grupa przybyła właśnie do Prus, dzięki czemu na początku XVIII wieku co trzeci berlińczyk był Francuzem. Pochodząca z lat 1701–1705 efektowana Katedra Francuska z wydłużoną kopułą to reminiscencja zburzonego zboru w podparyskim Saint-Maurice.

Najważniejszą świątynią berlińskich katolików pozostaje XVIII-wieczna St.-Hedwig Kathedrale. Ten pierwszy – od czasów reformacji – nieprotestancki kościół został wzniesiony po przyłączeniu Śląska do Prus. Ukłonem w stronę nowych poddanych był także wybór wezwania – patronką katedry ustanowiono św. Jadwigę Śląską (1178–1243), bawarską księżniczkę, która poślubiła Henryka Brodatego. Warto wspomnieć, że konsekracji świątyni dokonał zaprzyjaźniony z Fryderykiem Wielkim biskup warmiński Ignacy Krasicki – wówczas (w 1773 roku) już poddany króla Prus. Całe wnętrze katedry stanowi w zasadzie czasza kopuły, wzorowana na rzymskim Panteonie, a głównym elementem dekoracyjnym pozostaje efektowny klasycystyczny fronton od strony Bebelsplatz.

Plac ten w historii Niemiec zapisał się niechlubnie jako miejsce palenia przez nazistów książek za mało niemieckich lub nie dość „patriotycznych” autorów niemieckojęzycznych. Zdarzenie to upamiętnia nietypowy pomnik – Versunkene Bibliothek, podziemna instalacja zawierająca puste regały mogące pomieścić 20 tysięcy wolumenów spalonych w nocy z 10 na 11 maja 1933 roku.

Na rozległym, pustym obecnie placu w środku dawnej staromiejskiej dzielnicy Marienviertel wznosi się XIII-wieczny kościół NMP (Marienkirche), jeden z cenniejszych zabytków epoki gotyku w Brandenburgii. Wbrew temu, co sugeruje zarówno wezwanie, jak i relatywnie bogaty wystrój, nie jest to kościół katolicki, ale – od czasów reformacji – zbór luterański (a nawet konkatedra). Obok świątyni warto zwrócić uwagę na pomnik Marcina Lutra, skromniejszy niż przedwojenny pierwowzór, choć interesujący pod względem artystycznym. Mniej udana jest imponująca wielkością (18 m średnicy, 10 m wysokości) fontanna Neptuna (1891) z personifikacją czterech rzek: Łaby, Odry, Renu oraz Wisły. Oryginalnie była ona ozdobą rezydencji cesarskiej i po zakończeniu jej odbudowy zapewne wróci na swoje pierwotne miejsce. Położone w pobliżu ceglane gmaszysko z 74-metrową wieżą w środku założenia to Czerwony Ratusz (Rotes Rathaus) z lat 1861–1869 – siedziba władz lokalnych: rządu kraju związkowego Berlin oraz burmistrza Berlina (funkcję tę pełni obecnie przedstawiciel SPD – Michael Müller). Przyjmuje się, że główną inspirację dla architekta, gdańszczanina Hermanna F. Waesemanna stanowił gotycki ratusz w Toruniu. Rotes Rathaus wznosi się obok jednego z najbardziej urokliwych zakątków niemieckiej stolicy – Nikolaiviertel. Nazwa pochodzi od tutejszego romańsko-gotyckiego kościoła św. Mikołaja z XIII wieku, który uznawany jest za najstarszy zabytek Berlina. Ceglana budowla nie służy już wiernym (obiekt desakralizowano jeszcze w czasach Trzeciej Rzeszy) – obecnie mieści się tu oddział muzeum oraz sala koncertowa. Mimo że zabudowa Nikolaiviertel to powojenna rekonstrukcja, trudno odmówić temu miejscu uroku i pożądanej – w wielkiej metropolii – atmosfery małego miasteczka. Okolica ta, z malowniczymi uliczkami wyłożonymi „kocimi łbami” słynie m.in. z niezłych lokali serwujących dania lokalnej kuchni. Choć ciężkie i nazbyt sycące (np. golonka, Schnitzel à la Holstein, klopsy królewieckie), mogą być one miłą odmianą od wszechobecnego currywursta – kiełbaski o nieokreślonym smaku serwowanej z frytkami oraz sosem pomidorowym. By jednak oddać sprawiedliwość, zwyczaje kulinarne berlińczyków (zwłaszcza młodych) szybko ewoluują: w rankingach tzw. vegan-friendly cities Berlin plasuje się w pierwszej piątce miast świata.

Warto zaznaczyć, że w okolicy Nikolaiviertel, na prawym brzegu Szprewy, narodził się Berlin. Przed tysiącem lat ziemie te zamieszkiwali Słowianie, a w 1 połowie XII wieku tutejsze Księstwo Kopanickie (ze stolicą w Kopanicy – współczesnej dzielnicy Köpenick) było zależne do Polski. Wkrótce jednak, w 1157 roku, z błogosławieństwem Rzymu utworzono na tych ziemiach Marchię Brandenburską, co wiązało się z intensywną akcją osadniczą ludności niemieckojęzycznej. W 1237 roku powstała osada Kolno (Cölln), a 7 lat później, w jej pobliżu – Berlin. Niespełna dwa wieki później Berlin podniesiono do rangi stolicy Brandenburgii.

Zachodnią granicę dzielnicy św. Mikołaja stanowi brzeg Szprewy, a tuż za nim (na Wyspie Muzeów) oglądać można wielki plac budowy. Wielki, bo i gmach, który powstaje tam od podstaw to dawna siedziba monarsza (Berliner Schloss). Już w 1443 roku stanęła w tym miejscu rezydencja władców Brandenburgii, która wraz ze wzrostem rangi państwa była w kolejnych wiekach powiększana. Prowadzona obecnie odbudowa (jej koniec przewidziano na rok 2019) ma nawiązywać do architektury zamku cesarskiego – ogromnych rozmiarów gmachu z dwoma dziedzińcami oraz imponujących rozmiarów kopułą. W porównaniu z wieloma innymi obiektami w centrum Berlina zamek w relatywnie dobrym stanie przetrwał bombardowania wojenne; rozpoczęto nawet kosztowny proces przywracania go do dawnego stanu. Jednak zgodnie z decyzją Waltera Ulbrichta, ówczesnego przewodniczącego Rady Państwa NRD, dawna siedziba cesarzy została rozebrana (ze względu na solidne fundamenty trzeba było użyć 19 ton materiałów wybuchowych). Wkrótce w tym miejscu władze NRD wzniosły siedzibę Rady Państwa, a nieco później Pałac Republiki, w którym w 1990 roku władze komunistyczne popisały akt zjednoczenia Niemiec. Ciekawostką jest fakt, że w celu zebrania środków na odbudowę Berliner Schloss 35 tys. ton stali z rozbieranych budowli sprzedano do Dubaju, gdzie posłużyły do wznoszenia najwyższego na świecie drapacza chmur – Burj Khalifa.

Śladem dawnego Berlina Wschodniego pozostaje niezbyt fortunna zabudowa okolic Alexanderplatz, jednego z najbardziej ruchliwych punktów miasta (m.in. węzeł czterech linii metra). Poenerdowskie gmachy użyteczności publicznej zostały w większości przystosowane do obecnych funkcji handlowych, ale najważniejszą pamiątką po reżimie komunistycznym jest Berlińska Wieża Telewizyjna (Berliner Fernsehturm). Mierząca 368 m konstrukcja (do dziś najwyższa budowla w kraju), powstała w latach 1965–1969 jako „dowód technologicznej wyższości NRD”. Na wysokości około 200 m zainstalowana została obrotowa kula o średnicy 32 m, w której znajduje się m.in. platforma widokowa oraz kawiarnia. Wjazd na wieżę umożliwiają windy, które tak znaczną wysokość pokonują w 40 sekund. „Telewizyjny szparag” lub „Wykałaczka” – jak bywa nazywana wieża – pozostaje jedną z najczęściej odwiedzanych atrakcji miasta (wjazd na platformę widokową: dorośli – 15,50 €, dzieci, zależnie od wieku – 9,50 lub 12 €).

Skoro mówimy o powojennym Berlinie, nie sposób nie wspomnieć o Murze Berlińskim, postawionym (wbrew wcześniejszym zapewnieniom władz NRD) latem 1961 roku. Przyczyną jego budowy nie była wyłącznie „zimna wojna” i polityczna rywalizacja pomiędzy uczestnikami dawnej koalicji antyhitlerowskiej, ale też względy ekonomicznie. Zbyt wielu Niemców (zwłaszcza młodych i wykształconych) nie chciało bowiem korzystać z dobrodziejstwa życia w „najlepszym systemie politycznym świata”. W rezultacie przez granice Berlina Zachodniego z komunistycznych Niemiec wyjechało łącznie ponad 3,5 mln osób, co stanowiło poważny cios dla tamtejszej gospodarki.

Znane nam wszystkim zdjęcia przedstawiające mur szczelnie pokryty graffiti i rysunkami o tematyce pacyfistycznej to bez wątpienia obrazki z Berlina Zachodniego. Po stronie „demokratycznych” Niemiec obywatele nie mieli nawet prawa do muru się zbliżać. By tym mniej pokornym to uniemożliwić, wkrótce wzniesiono drugi, wewnętrzny pas murów, siatek, zasieków. (Notabene utworzone w ten sposób kilkunastometrowe strefy buforowe między obu pasami murów stały się azylem dla zwierząt, m.in. tysięcy zdziczałych królików znanych z nominowanego do Oskara filmu Bartka Konopki „Królik po berlińsku”). Odgrodzenie od Zachodu nie zapobiegło kilku tysiącom prób sforsowania muru, które w większości zakończyły się śmiercią lub wieloletnim więzieniem niedoszłych uciekinierów.

Demontaż muru (1990–1992) był dla milionów Niemców najbardziej namacalnym dowodem zmian, których doświadczał ich naród, a trzy dekady później można obejrzeć tylko nieliczne jego pozostałości – zarówno w ich oryginalnej lokalizacji (np. przy Niederkirchnerstraße oraz Mühlenstrasse), jak i w paru muzeach i instytucjach Berlina. Jego fragmenty trafiły także do dziesiątek miejsc na całym świecie – można je oglądać m.in. w Muzeum „Solidarności” w Gdańsku. Granicy między obu połówkami Berlina poświęcone jest też jedno z popularniejszych muzeów miasta, usytuowane w miejscu dawnego przejścia pomiędzy amerykańską a radziecką strefą: Checkpoint Charlie (wstęp: 14,50 €).

Jesteśmy w pruskim Berlinie, ale jeśli spodziewamy się drylu i wszelkich konsekwencji Ordnungu, który – jak wiadomo – muss sein, możemy być nieco zaskoczeni. W okresie powojennym dawny Berlin Zachodni stał się niemiecką oazą wolności i niezależności. Z całego RFN-u ściągały tu tysiące młodych Niemców, którym nie w smak była służba ojczyźnie w mundurze Bundeswehry, a przeprowadzka do innego państwa, jakim w sensie prawnym był West-Berlin, gwarantowała uniknięcie konsekwencji podjętego wyboru. Także pewne poczucie tymczasowości miasta otoczonego murem przez nieprzyjaźnie nastawione państwo wschodnioniemieckie sprawiło, że w Berlinie żyło się inaczej niż w landach Zachodnich Niemiec. Bodaj najbardziej wyrazistym przejawem berlińskiej wolności stał się Kreuzberg, dawna przemysłowa dzielnica sąsiadująca od południa ze ścisłym centrum przedwojennego Berlina. W latach 60. i 70., ze względu na bardzo niskie czynsze tutejszych mieszkań (odpowiednie do ich standardu), w dzielnicy zaczęło osiedlać się wielu artystów, anarchistów, hippisów oraz przedstawicieli środowisk LGTB, czyniąc z Kreuzbergu ośrodek kontrkultury i centrum alternatywnego stylu życia. Ci, których nie było stać nawet na opłacenie czynszu, stawali się dzikimi lokatorami licznych wówczas squatów. Jednocześnie do okolicy tej, niecieszącej się dobrą sławą u konserwatywnych obywateli miasta zaczęli ściągać imigranci z Turcji, dzięki którym część dzielnicy do dziś funkcjonuje jako Klein-Istanbul. Dawna sława Kreuzbergu już nieco przygasła, a inne części Berlina także nabrały nieco alternatywnego charakteru (np. Friedrichshain położony po sąsiedzku, w dawnym Berlinie Wschodnim), ale do dziś dzielnica ta pozostaje symbolem wolności berlińczyków.

Mimo przeniesienia środka ciężkości miasta na dawne pogranicze Berlina Wschodniego i Zachodniego (dzielnica Mitte), niektóre fragmenty miasta nie utraciły swej dotychczasowej roli. Tak jest choćby w przypadku handlowego serca dawnego Berlina Zachodniego. Wspomniany wcześniej Ku’damm (a w zasadzie Kurfürstendamm, czyli Grobla Elektorska), jak dawniej przyciąga tysiące klientów i spacerowiczów. Jak żadna inna ulica w Berlinie, Ku’damm ze szpalerami drzew oraz dziesiątkami luksusowych sklepów i restauracji przypomina paryskie Champs-Élysées. W pobliżu wschodniego krańca ulicy nie wolno pominąć KaDeWeKaufhaus des Westens (Dom Handlowy Zachodu), bo tak brzmi pełna nazwa, to niezmiennie, od ponad 100 lat symbol luksusu. Już parter ze stoiskami najlepszych firm branży jubilerskiej i zegarmistrzowskiej, jak Cartier, Rolex i Patek Phlilippe oraz marek kosmetycznych z najwyższej światowej półki ma przekonać, że jesteśmy w miejscu szczególnym. W tej świątyni handlu otwartej w 1907 roku obowiązuje zakaz fotografowania (zapewne po to, by nie zakłócać spokoju wymagającej klienteli), nie organizuje się promocji, przecen czy degustacji w działach spożywczych (wszak klienci, którzy są targetem KaDeWe, dobrze znają jakość i wartość dostępnych tu produktów).

Wizyta w tej okolicy byłaby niepełna bez odwiedzenia szczególnego miejsca, jakim są ruiny Kościoła Pamięci Cesarza Wilhelma (Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche). Potężna neoromańska budowla z ostatnich lat XIX wieku podzieliła los wielu innych berlińskich obiektów sakralnych – poważnie ucierpiała jesienią 1943 roku podczas nalotu dywanowego brytyjskiego RAF-u. Inaczej natomiast potoczyły się jej powojenne losy – nie została rozebrana ani odbudowana, lecz zachowana w powoli odradzającym się krajobrazie miasta jako zabezpieczona ruina. Do kikuta uszkodzonej wieży (na parterze cenny mozaiki) architekt Egon Eiermann dobudował nową dzwonnicę oraz korpus kościoła. W niezwykłym wnętrzu nowej świątyni pozostajemy w sprzyjającym modlitwie i zadumie półmroku, a dyskretne oświetlenie zapewniają szklane płytki, z których zbudowane są ściany, inspirowane kolorystyką witraży z katedry we francuskim Chartres. Z kolei ołtarz zastępuje wielka, złocona figura Chrystusa z rozpostartymi rękoma, wzorowana na sztuce epoki romanizmu.

Choć główną rezydencją władców Prus, a następnie zjednoczonych Niemiec był wspominany Berliner Schloss, bardziej rozpoznawalną siedzibą monarchów jest letni pałac Fryderyka II Wielkiego – Sanssouci (fr. wolny od trosk) w podberlińskim Poczdamie. Fryderyk, miłośnik muzyki, historii i filozofii oraz autor dzieł z różnych dziedzin sztuki, chętnie wymykał się ze stolicy, wiele czasu poświęcając na dyskusje z zapraszanymi do Poczdamu największymi umysłami i twórcami swojej epoki. Sanssouci (1745–1747) to niewielka, ale pełna wdzięku budowla otwarta na tarasy ogrodów. Mimo późniejszej przebudowy, zachowano jej pierwotny, rokokowy charakter. Pałac szczęśliwie uniknął zniszczenia w okresie ostatniej wojny, ale większa część jego wyposażenia padła łupem czerwonoarmistów. We wnętrzu podziwiać można m.in. Salę Marmurową, Koncertową, Bibliotekę oraz pomieszczenie z krzesłem, na którym zmarł król Fryderyk II.

Myli się ten, kto sądzi, że Sanssouci to jedyna atrakcja miasta – północna część Poczdamu (nad jeziorami Heiliger See oraz Jungfernsee) to rozległe tereny parkowe pełne zabytkowych budowli wznoszonych przez kolejnych władców Prus i Niemiec (m.in. pałac Charlottenhof, Nowy Pałac, Kościół Pokoju, Galeria Malarstwa, Nowa Oranżeria, łaźnia rzymska, pawilon chiński). Jednym z nich jest także Cecilienhof, pałacyk cesarski z początku XX wieku, w którym latem 1945 roku – w ramach Konferencji Poczdamskiej – przywódcy USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR debatowali na temat porządku w Europie po zakończeniu II wojny światowej. Bilet do Sanssouci kosztuje 12 € (ulgowy: 8 €), a cena wstępu do głównego pałacu, a także wielu innych obiektów wynosi 19 € (ulgowy: 14 €).

Jeśli korzystamy z komunikacji miejskiej, dojazd z Berlina do Poczdamu (stolicy kraju związkowego Brandenburgia) wymaga zakupu biletu na strefy ABC (cena: 3,50 €, ulgowy: 2,50 €).

Przydatne adresy:

www.flixbus.pl (połączenia autobusowe)

www.berlin-bootsverleih.com,

www.reederei-hadynski.com (rejsy po Szprewie)

www.bundestag.de/en/visittheBundestag/dome/registration/245686 (zwiedzanie Reichstagu)

www.spsg.de/en/palaces-gardens/object/sanssouci-palace (zwiedzanie Sanssouci)

Czytaj również