Panie Doktorze, analizując Pana życiorys zawodowy, widzę, że większość Pana aktywności skupia się wokół endodoncji. Dlaczego akurat ten kierunek?
Historia, jak to zwykle bywa z tymi kształtującymi życie, jest dość przewrotna. Kiedy w 2009 roku opuszczałem mury Wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego, obiecałem sobie, że nigdy nie będę się zajmował leczeniem kanałowym. Była to dla mnie na tamten czas kompletnie niezrozumiała gałąź stomatologii. Pewnie dlatego, że moja wiedza o niej była niewystarczająca. Ujmując temat obrazowo: kiedy czytałem o kanale MB2, to był on dla mnie tak realny, jak postacie z baśni braci Grimm. Jednak codzienna praca w gabinecie spowodowała, że musiałem trochę to podejście zrewidować – sprawdziła się zasada, że im bardziej starasz się czegoś unikać, tym częściej ci się to trafi. Na dłuższą metę nie da się uniknąć w codziennej praktyce gabinetowej endodoncji. W grudniu 2010 roku pierwszy raz w życiu byłem uczestnikiem konferencji Pulp Fiction, która wtedy odbywała się w Jachrance pod Warszawą. Po trzech dniach wypełnionych solidnym kawałkiem wiedzy z zakresu endodoncji, a także obcowaniem z endoentuzjastami, ich historiami i doświadczeniami – wiedziałem już, że endodoncja będzie moją ulubioną dziedziną stomatologii. Chociaż muszę przyznać, nie sądziłem, że tak mocno mnie „wkręci”.
Dlaczego zatem wkręciła aż do tego stopnia?
Miałem to szczęście, by na swojej drodze zawodowej spotkać fantastycznych ludzi. Osoby, które są dla mnie prawdziwymi autorytetami w różnych dziedzinach stomatologii i nie tylko. Wspaniałe
osobowości, które mobilizowały mnie do rozwoju, wspierały, pozwalały się od siebie uczyć. Poświęcały swój czas i energię, by podzielić się ze mną wiedzą i doświadczeniem. Za co jestem im ogromnie wdzięczny i bardzo otwarty na dalsze inspiracje. Ponadto jestem zdania, że rozwój jest nieustannym procesem, dlatego staram się wciąż rozwijać. Naprawdę jeszcze dużo nauki przede mną – na szczęście w Polsce i na świecie mamy wielu prawdziwych liderów stomatologii na najwyższym, światowym poziomie, od których można czerpać inspirację. Uważam, że koleżanki i koledzy z krajowego rynku reprezentują tak wysoki poziom wiedzy, kompetencji i doświadczenia, którym w dodatku chętnie się dzielą, że prawdziwym grzechem byłoby z tego nie korzystać. A znalezienie swojego mentora może bardzo dużo wnieść do codziennej praktyki.
Rozwijanie się, zdobywanie wiedzy, czyli kursy i wykłady?
Tak – kursy praktyczne i wykłady, to po pierwsze. Uczenie się od osób bardziej doświadczonych w temacie. Śledzenie najnowszych wyników badań. Praktykowanie, rewidowanie doniesień. Kolejnym cennym źródłem zdobywania wiedzy jest lista endodontyczna czy też fora dentystyczne, gdzie wszyscy wymieniamy się swoimi spostrzeżeniami, dostępnymi artykułami, leczonymi przypadkami i omawianiem ich. Bardzo cenię to, że mogę inspirować się również pracą szefów gabinetów, z którymi współpracuję. To ważne, żeby w życiu codziennym mieć dostęp do wiedzy i energii.
Kursy praktyczne, wykłady – jest Pan nie tylko ich aktywnym uczestnikiem, ale także niejednokrotnie spotykamy Pana w roli wykładowcy i prowadzącego warsztaty, kursy. Jak zaczął się ten rozdział Pana aktywności zawodowej?
Rzeczywiście, oprócz pracy w gabinecie zajmuję się szkoleniem lekarzy dentystów oraz asystentek stomatologicznych. To praca, która rozpoczęła się dość spontanicznie. W tym miejscu zasadnym jest wspomnieć, iż od 13. roku życia jestem związany z muzyką. Uwielbiam grać na perkusji i gitarze. Praca w studio i na scenie to niesamowite przeżycia, a wystąpienia publiczne są naturalną częścią mojego życia. Z czasem doszła miłość do endodoncji, rozumienie ergonomii, praca na cztery ręce, współpraca z wieloma wspaniałymi stomatologami i stomatolożkami. Z połączenia tych dwóch – miłości do stomatologii oraz wystąpień publicznych zrodziła się w naturalny sposób koncepcja prowadzenia kursów i wykładów. Początkowo prowadziłem takie szkolenia dla kolegów i koleżanek w gabinecie.
Z czasem zasięg i grono uczestników moich kursów zaczęło się zmieniać i powiększać. Dziś prowadzę szkolenia w kraju, jak i za granicą. Głównie w zakresie endodoncji i ergonomii. I muszę przyznać, że uwielbiam ten flow szkoleń na żywo, interakcji z uczestnikami, burzy mózgów i pytań, szukania odpowiedzi, który ma miejsce przy okazji spotkań wykładowych i warsztatowych. Wysoko cenię kontakt z ludźmi. Zachęcam uczestników swoich warsztatów do aktywnego kontaktu. Wspólnie uczymy się od siebie bardzo wiele. Każdy jest w stanie wnieść coś nowego do tematu. A ja chętnie dzielę się swoim doświadczeniem i wiedzą.
Co takiego jest w endodoncji, że może fascynować? Jak zachęcić osoby, które podobnie jak Pan, tuż po studiach, leczenia kanałowego nie lubią i go unikają? Od czego zacząć?
Endodoncja to bardzo precyzyjna i uporządkowana dziedzina stomatologii. Im bardziej człowiek zaczyna ją rozumieć, tym bardziej wciąga, nęci i uwodzi. Wchodzimy w ten świat, jak Alicja do krainy czarów – głębiej i głębiej. Odkrywamy, zaczynamy rozumieć i chcemy wiedzieć więcej, odkryć bardziej. Schemat endouzależnienia jest w zasadzie tożsamy z innymi dziedzinami stomatologii, które zaczynamy zgłębiać. Na początku drogi zawsze najlepiej skupić się na najbardziej bazowych aspektach, a potem je rozwijać. Wartym także wspomnienia jest fakt, iż w ostatnich 15 latach technologie, które zostały zgłębione w dziedzinie endodoncji i obrazowania, pozwoliły na osiągnięcie niespotykanych do tej pory rezultatów, zabiegów zakończonych sukcesem i powodzeniem. Dzięki rewolucyjnemu wykorzystaniu promieni rentgenowskich, pracy w powiększeniu z bezcieniowym oświetleniem oraz zaawansowanej metalurgii możemy przeprowadzać zabiegi endodontyczne na najwyższym poziomie skomplikowania i bezpieczeństwa oraz minimalnym poziomie inwazyjności. Technologia jeszcze nigdy nie była tak przyjazna lekarzom praktykom.
Co jest kluczem do wysokiego odsetka powodzeń w przypadku zabiegów endodontycznych?
To temat bardzo złożony i wielowątkowy. Według mnie ważnych jest kilka aspektów, które wcale nie muszą być trudne, ale często bywają pomijane. Pierwszym i kluczowym elementem terapii i jej powodzenia jest wiedza książkowa, czyli przygotowanie operatora i znajomość morfologii systemu endodontycznego. To kluczowe – jak GPS i znajomość mapy. Nie da się bez tego pracować.
Kolejnym ważnym krokiem na drodze do sukcesu jest wcześniejsze planowanie każdego zabiegu. Benjamin Franklin zwykł mawiać: If you fail to plan, you are planning to fail. W wolnym tłumaczeniu „jeżeli nie poświęcasz czasu na planowanie, to planujesz porażkę”. Planowanie to podstawa każdego mojego zabiegu.
Jak takie planowanie przebiega w praktyce?
Każdy przypadek analizuję indywidualnie. Nie ma dwóch takich samych przypadków. Na podstawie badań radiologicznych (zwłaszcza CBCT) i klinicznych przygotowuję wszystkie punkty leczenia kanałowego, od lokalizacji i wielkości dostępu endodontycznego, poprzez analizę krzywizn, możliwych połączeń i rozgałęzień, do wypełnienia i odbudowy. Uwzględniam mikroskop. Następnie w trakcie zabiegu odtwarzam swój plan i potwierdzam lub weryfikuję założenia, które w tym planie umieściłem.
I już?
Nie, oczywiście, że nie – to dużo ułatwia, jednak nie załatwia sprawy. Zawsze mogą się wydarzyć sytuacje nieprzewidziane i zaskakujące. Aby ograniczyć „niespodzianki” wynikające z przebiegu procedury, a nie jej planowania, ważna jest także dokładna izolacja pola zabiegowego, która jest często niedoceniana przez operatorów. Praca w mikroskopie wymaga precyzji i skupienia. Koferdam pozwala odizolować ząb od reszty środowiska jamy ustnej, a tym samym skupić uwagę lekarza tylko na komorze zęba. To niesamowicie zwiększa komfort i precyzję pracy. To pierwszy aspekt, wyjaśniający, dlaczego izolacja jest istotna. Kolejnym i równie ważnym argumentem jest często pojawiająca się w trakcie kursów, które prowadzę, obawa koleżanek i kolegów stomatologów o używanie dużej objętości środków płuczących. Pojawia się dylemat: z jednej strony jest świadomość, iż chemiczne opracowanie kanałów jest niezwykle istotne, z drugiej zaś obawa przed stosowaniem odpowiedniej ilości tych płynów, a zwłaszcza podchlorynu sodu, ze względu na ryzyko poparzenia błony śluzowej.
Koferdam rozwiązuje ten dylemat. Tym bardziej, iż w świetle dostępnego piśmiennictwa tylko podchloryn sodu i chlorheksydyna są „lekarstwami” w leczeniu kanałowym i to właśnie one powinny być używane w odpowiedniej ilości i w odpowiednim czasie
podczas leczenia. Zwłaszcza podchloryn sodu potrzebuje objętości i czasu, aby spełnić swoją funkcję. W tym miejscu zataczamy koło i wracamy do koferdamu.
Dobrze, reasumując mamy wiedzę o morfologii. Wykonujemy planowanie, zakładamy koferdam. Działamy i sukces podany na talerzu?
Gdyby to było takie proste (śmiech)! Niestety, jest potrzebnych jeszcze kilka składników. Bardzo ważne jest odpowiednie przygotowanie gabinetu. Praca z wykorzystaniem mikroskopu zabiegowego jest bardzo statyczna i obciążająca. Dlatego ważne jest, aby wszystko było skomponowane przed zabiegiem, a w trakcie odbywała się jedynie płynna praca na cztery ręce. Ja, dzięki temu, że mam najlepszą asystentkę na świecie, mogę skupić się w 100% tylko na danej procedurze. Podobno endodoncja to nie dziedzina stomatologii, a cecha charakteru. To jest aluzja wielu operatorów do bardzo dużej dawki cierpliwości. Otwartość umysłu, zadawanie pytań, szukanie odpowiedzi. I praktyka, praktyka, praktyka. Połączenie wysokich kompetencji oraz odpowiednich narzędzi otwiera niespotykane dotąd możliwości.
Jakaś rada na koniec?
Zdecydowanie tak. Nie wolno się poddawać. Pamiętajmy o tym, że w endodoncji przez ostatnich 100 lat zmieniło się wszystko, oprócz anatomii. Jeżeli będziemy ją znali, odkrywali i respektowali podczas naszego leczenia, to zwiększamy szansę na sukces. Obecnie bardzo szeroko jest promowane leczenie jednowizytowe. Ale w przypadku, gdy kończą nam się pomysły czy rozwiązania, które chcieliśmy zastosować w danym przypadku, a efektu nie widać, warto jest odświeżyć umysł i wrócić do tego samego problemu na drugiej wizycie. W tym czasie mamy też możliwość sięgnąć do książek, artykułów, analizy dostępnych w naszym przypadku badań i raz jeszcze podnieść rękawicę.