Katedra jest głównym obiektem historycznego centrum Tbilisi. Tworzą je wąskie uliczki zabudowane zabytkowymi kamieniczkami i domami o charakterystycznych rzeźbionych w drewnie zadaszonych balkonach, często obrośniętych winoroślą. Dużo w tej okolicy klimatycznych kawiarni, restauracji, klubów muzycznych, z których znaczna część stylizowana jest na lokale zachodnie, choć nie brakuje i miejsc odwołujących się do tradycji gruzińskiej. Ozdobę tej części miasta stanowią urokliwe rzeźby autorstwa współczesnych gruzińskich twórców.
Na północny-zachód od historycznego jądra miasta położone jest śródmieście, którego najważniejszymi punktami są Plac Wolności i aleja Szoty Rustawelego. Nazwa głównego placu odzwierciedla skomplikowaną historię miasta – początkowo zwany był placem Iwana Paskiewicza (tego samego, który zdławił Powstanie Listopadowe i został Namiestnikiem Królestwa Polskiego), następnie placem Berii (podobnie jak Stalin, Ławrientij Beria, szef NKWD w okresie czystek w latach 30. XX wieku, był Gruzinem) oraz placem Lenina. W centralnym miejscu pustawego placu wznosi się współczesny, 35-metrowy granitowy Pomnik Wolności zwieńczony złoconym konnym posągiem św. Jerzego – patrona Gruzji. Z kolei półtorakilometrowa reprezentacyjna ulica Tbilisi upamiętnia średniowiecznego liryka – Szotę Rustawelego. Jak na główną ulicę miasta przystało, mieści się tu wiele instytucji ważnych dla funkcjonowania miasta, jak i całego państwa. Inspirowany gruzińską architekturą gmach parlamentu (1938–1953) dziś już nie pełni swoich funkcji – od 2012 roku Sakartvelos Parlament’i obraduje w ultranowoczesnym gmachu w Kutaisi. Gruzinom stołeczna siedziba parlamentu kojarzy się przede wszystkim z krwawo stłumionym wiecem w 1989 roku, który otworzył drogę do niepodległości kraju. Jeśli chcemy szukać śladów związku Gruzji z Polską, możemy obejrzeć stojącą naprzeciw parlamentu cerkiew Kaszueti – jej ikonostas zaprojektował urodzony w Kutaisi polski malarz, a zarazem profesor Akademii Sztuki w Tbilisi – Henryk Hryniewiecki. Szukających poloników zainteresować może też informacja, że w stolicy Gruzji są ulice Adama Mickiewicza i Lecha Kaczyńskiego, a w dzielnicy Didube działa polski kościół NMP (I połowa XIX wieku), w którym wizytę złożył w 1999 roku Jan Paweł II. Aleja Rustawelego to także siedziba opery, kilku teatrów oraz placówek muzealnych. Ze względu na to, że Muzeum Narodowe ma kilka oddziałów na terenie miasta (www.museum.ge, wstęp do poszczególnych placówek: 3–7 lari), tylko od naszych zainteresowań zależy czy zdecydujemy się odwiedzić galerię narodową, galerię sztuki współczesnej, muzeum archeologiczne, skansen etnograficzny czy też muzeum sowieckiej okupacji. Od strony północno-wschodniej główną ulicę miasta zamyka plac Rewolucji Róż – jego nazwa upamiętnia pokojowe protesty, które spowodowały obalenie w 2003 roku sprzyjającego Rosji prezydenta Eduarda Szewardnadze i obranie przez Gruzję prozachodniego kursu.
Najważniejszym, obok twierdzy Narikala, wertykalnym punktem w topografii miasta jest góra Mtacminda wznosząca się na wysokość ponad 300 m ponad poziom śródmieścia. Już w 1900 roku na jej szczyt poprowadzono kolejkę, która po gruntownej przebudowie w 2012 roku jest ponownie jedną z większych atrakcji Tbilisi (dolna stacja kolei przy ulicy Chonkadze 22; cena za przejazd w obie strony 4 lari). Utrzymane w kolorystyce gruzińskiej flagi czerwono-białe wagoniki kursują co 10 minut, także w nocy (do godziny 4 nad ranem). Na szczycie na gości czeka kompleks kilku niezłych (i nie najtańszych) restauracji i kawiarni, duży park, jest tu także wesołe miasteczko z „diabelskim młynem”, a nad całym kompleksem góruje widoczny z niemal każdego miejsca w stolicy maszt telewizji gruzińskiej mierzący 274 m. Osoby bardziej zaznajomione z kulturą Gruzji zainteresować może Panteon gruzińskich twórców i bohaterów narodowych, położony na zboczu góry Mtacminda, kilkadziesiąt metrów do dolnej stacji kolejki.
W porównaniu choćby z Warszawą, łatwo zauważyć, że Tbilisi nie jest wielkim placem budowy, niemniej w tkankę starej zabudowy wplecionych jest kilka wyróżniających się współczesnych budowli. Gigantyczna świątynia w lewobrzeżnej części stolicy (w środku dawnej dzielnicy ormiańskiej) to Sameba – Sobór Trójcy Świętej. Potężny gmach z piaskowca oddano do użytku w 2004 roku, ale projekt budowli nawiązuje do klasycznych wzorów gruzińskich z różnych okresów tutejszej architektury. Widoczna z wielu miejsc cerkiew jest trzecią według wysokości świątynią wschodniego chrześcijaństwa – wraz z kopułą i wieńczącym ją złoconym krzyżem mierzy 105 m. W tej samej części miasta, na naturalnym tarasie w pobliżu nurtu rzeki wznosi się nieco patetyczna siedziba prezydenta Gruzji, wbudowana w XIX-wieczny gmach rosyjskiej żandarmerii. Położone nieco niżej cylindryczne konstrukcje ze szkła i stali to kompleks wystawienniczo-koncertowy projektu cenionego włoskiego architekta Massimiliano Fuksasa. Blisko stąd do jednej z najnowszych atrakcji miasta – Mostu Pokoju. Kryta „falującym” szklanym dachem piesza przeprawa została oddana do użytku w 2010 roku.
Kuchnia gruzińska ma wielu zwolenników, a kilka sztandarowych potraw jest rozpoznawalnych również w naszym kraju. Najbardziej znane z nich to chaczapuri oraz chinkali. Pierwsza to, stosując duże uproszczenie, gruzińska odmiana pizzy w formie łódki, z dowolnym, najczęściej serowym nadzieniem. Z kolei chinkali to niewielki pierożek o wyglądzie zbliżonym do spłaszczonej gruszki. Spożywa się go, chwytając ręką węższą część, delikatnie nadgryzając i wypijając znajdujący się wewnątrz pierożka bulion. W sklepach i na targowiskach powszechnie dostępne są czurczchele – lokalne łakocie w kształcie dużego sopla, wypełnione nawleczonymi na nić orzechami lub suszonymi owocami w polewie z zagęszczonego soku owocowego. W Tbilisi nie ma problemu z zakupem żywności, choć wybór jest mniejszy niż w naszym kraju. Szczególnie smaczne są sery, często o smakach odbiegających od dostępnych na polskim rynku. Warto docenić, że wytwarzane są wciąż jak najbardziej tradycyjną metodą i dzięki temu wolne o chemicznych modyfikacji.
Przykrą codziennością w Gruzji jest coś, o czym zdążyliśmy już w Europie w zasadzie zapomnieć – możliwość palenia w miejscach publicznych. Możemy mieć niemal pewność, że w dowolnej kawiarni, do której się udamy, przy każdym zajętym stoliku znajdzie się choćby jedna osoba paląca. Nie ma także zakazu spożywania alkoholu w przestrzeni publicznej i widok turystów korzystających z tego rzadkiego przywileju – opróżniających na środku ulicy np. butelkę czerwonego Old Tbilisi – nie należy do rzadkości. Trzeba jednak wiedzieć, że dla Gruzinów spożywanie zarówno posiłków, jak i trunków wiąże się z pełną celebrą – jeśli będziemy biesiadować w towarzystwie znajomych lub dopiero co poznanych Gruzinów, możemy spodziewać się co najmniej kilku toastów wychwalających przyjaźń obu narodów, urodę kraju i wdzięk polskich kobiet. Co oczywiste, w dobrym tonie jest odpowiedzieć w podobny sposób.
Warto dodać, że obywatele Polski udający się do Gruzji nie potrzebują wizy ani nawet paszportu – do przekroczenia granicy wystarczy dowód osobisty. Tbilisi, podobnie jak cały kraj, jest miejscem bezpiecznym, w którym wystarczy przestrzegać ogólnych zasady bezpieczeństwa i zachować zdrowy rozsądek. Policja, która przeszła głęboką reformę w czasach prezydentury Micheila Saakaszwiliego, czuwa nad porządkiem w sposób bardzo dyskretny i nie podejmuje żadnych działań opresyjnych wobec cudzoziemców. Należy jednak zachować ostrożność na drogach, ponieważ w Gruzji, podobnie jak na całym Kaukazie, wciąż pokutuje przekonanie, że na drodze „większy może więcej”, a najsłabszym ogniwem w tej swoistej hierarchii pozostaje pieszy.
Gruzini bardzo pozytywnie reagują na obecność Polaków (równie dużą sympatią darzą Ukraińców i Litwinów), co ma zapewne związek z postawą przywódców wymienionych państw podczas rosyjskiej agresji na Gruzję w 2008 roku. W stolicy można porozumieć się po angielsku, ale przedstawiciele starszego pokolenia znają przede wszystkim (albo prawie wyłącznie) język rosyjski. A biorąc pod uwagę specyfikę alfabetu gruzińskiego, komunikacja słowna może w niektórych sytuacjach okazać się niezbędna.