e-Dentico oferta specjalna
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
W obliczu wciąż nieunormowanej sytuacji na wschodzie Ukrainy zachęta, by odwiedzić naszego wschodniego sąsiada może wydać się nieco przedwczesna, jednak oddalony od Donbasu o ponad 1000 km Lwów (ukr. Lviv) funkcjonuje normalnie, bez zauważalnych dla przybysza z zewnątrz zakłóceń. Obywatele RP są zwolnieni z obowiązku wizowego, ale dokumentem wymaganym do przekroczenia ukraińskiej granicy jest paszport. Przed organizowanym wspólnie Euro 2012 zmodernizowano wysłużone trasy prowadzące do Lwowa z przejść granicznych w Medyce i Korczowej, a ukraińska drogówka znacznie rzadziej niż jeszcze kilka lat temu nęka zagranicznych kierowców. Jeśli jednak obawiamy się jechać na Ukrainę własnym autem, można skorzystać z komunikacji autobusowej (bezpośrednie kursy do Lwowa m.in. z Warszawy, Łodzi, Krakowa i Wrocławia) lub zostawić samochód na parkingu w Przemyślu, a ostatni odcinek podróży (niespełna 100 km) pokonać autobusem z tamtejszego dworca (6 kursów dziennie). Złotówki na hrywnie wymienić można już na granicy, ale korzystniejszy przelicznik oferują liczne kantory w śródmieściu Lwowa. (Ze względu na dynamicznie rozwijającą się sytuację za naszą wschodnią granicą, należy przed wyjazdem sprawdzić aktualny kurs ukraińskiej waluty. Obecnie 1 zł to równowartość 5 hrywni).
Cenną dla miasta pamiątką po wspomnianym Euro 2012 jest nie tylko futurystyczna Arena Lviv przy ul. Stryjskiej, ale i znacznie rozbudowana baza hotelowa – przed mistrzostwami w mieście powstało co najmniej kilkanaście godnych polecenia 3- i 4-gwiazdkowych hoteli. Nieźle prezentuje się także lwowska gastronomia, która dzięki inicjatywie prywatnych właścicieli próbuje nadrobić zapóźnienia ostatnich dziesięcioleci. Poza restauracjami prężnie rozwija się scena klubowa, z roku na rok przybywa pubów, godna polecania jest także oferta lwowskich kawiarni (część z nich nawiązuje do przedwojennych tradycji).
Współczesny Lwów jest miastem na wskroś ukraińskim, ale – zwłaszcza w ostatnich latach – przyjaźnie nastawionym do Polski i Polaków. Nasi rodacy mogą czuć się tu bezpiecznie, choć muszą się liczyć z prośbami o datki (niekoniecznie ze strony osób faktycznie będących w potrzebie). Warto mieć też świadomość, że przy nieznacznie niższych cenach średnia pensja na Ukrainie wynosi obecnie równowartość 500 zł.
Lwów jest typowym środkowoeuropejskim miastem o kilkusetletnim rodowodzie, dlatego każdy, komu odpowiada genius loci Krakowa, Pragi czy Wiednia, bez trudu odnajdzie się także tutaj. Podobnie jak w przypadku wymienionych miast, tkanka miejska Lwowa nie doznała poważniejszych strat podczas obu wojen światowych, dlatego do dziś podziwiać można dziedzictwo wielu pokoleń lwowian. Do położonego centralnie starego miasta (wytyczonego jeszcze w czasach Kazimierza Wielkiego) przylega od strony zachodniej rozlegle śródmieście z nierzadko imponującą, wielkomiejską zabudową z przełomu XIX i XX w., całość zaś otacza wieniec wysłużonych dzielnic – „sypialni” wzniesionych dla radzieckich „ludzi pracy”.
Lwów to miasto trzech katedr. Rzymskokatolicka archikatedra NMP (1360–1474), powszechnie zwana łacińską, była m.in. świadkiem ślubów Jana Kazimierza złożonych w 1656 r., a dziś jednoczy lwowskich Polaków, którzy stanowią niespełna 1% populacji miasta. W sąsiedztwie późnogotyckiej bryły warto obejrzeć perłę architektury renesansowej – odrestaurowaną w ostatnim czasie kaplicę kupieckiego rodu Boimów (1609–1611, wstęp 10 hr).
Mroczna i najbardziej tajemnicza ze wszystkich – katedra kościoła ormiańskiego z intrygującymi freskami z okresu międzywojnia pochodzi z wieku XIV (wstęp 10 hr). Świątynia położona jest w centrum dawnej dzielnicy ormiańskiej, dziś pełnej kameralnych kawiarni i niewielkich galerii.
Oddalony nieco od centrum greko-katolicki archikatedralny sobór św. Jura (1744–1761) to pełen lekkości i wdzięku majstersztyk architektury i rzeźby rokokowej. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Lwów połowy XVIII w. był wiodącym w skali Europy ośrodkiem rzeźby rokokowej, która w swym schyłkowym etapie ewoluowała do form znanych raczej z kubizmu.
Sercem starego miasta jest rynek, którego naroża zdobią rokokowe fontanny z figurami Diany, Amfitryty, Neptuna i Adonisa, a płytę okalają 44 kamienice reprezentujące niemal wszystkie style, jakie pojawiły się w architekturze ostatnich kilkuset lat. Renesansowy gmach z figurą skrzydlatego lwa św. Marka (nr 14) stanowił własność konsula weneckiego, w pałacu arcybiskupów (nr 9) ostatnie tchnienie wydał król Michał Korybut Wiśniowiecki, a barokowy pałac Lubomirskich z 1763 r. (nr 10) stoi w miejscu kamienicy należącej dwa wieki wcześniej do poety Szymona Szymonowica. Słynna Czarna Kamienica (nr 4) z lat 1588–1596 swą nazwę zawdzięcza sczerniałemu piaskowcowi, z którego stworzono misternie rzeźbioną fasadę, a sąsiednią Kamienicę Królewską (nr 6) zwano – ze względu na arkadowy dziedziniec – „małym Wawelem”. We wnętrzach obu budowli eksponowane są obecnie bogate zbiory Muzeum Historycznego (10 hr). Centralną część płyty rynku zajmuje kanciasta bryła XIX-wiecznego ratusza, z którego nieproporcjonalnie cienkiej wieży (wejście 5 hr) podziwiać można panoramę miasta. Położony w sąsiedztwie rynku, kryty eliptyczną kopułą gmach to dawny kościół dominikanów (1744–1769), a dominantę pobliskiego kompleksu cerkwi wołoskiej (1591–1629) stanowi smukła dzwonnica, uznawana niegdyś za najpiękniejszą renesansową wieżę w całej Rzeczypospolitej.
Stare miasto, mimo że gwarne i wypełnione turystami, pozostaje nieco w cieniu „salonu” miasta, którym od ponad stulecia jest Prospekt Svobody. Dawne Wały Hetmańskie to aleja z pasem wypielęgnowanej zieleni i galerią pomników (m.in. A. Mickiewicza, 1906), zabudowana solidnymi eklektycznymi kamienicami godnymi stolicy Królestwa Galicji, którą Lwów był w czasach Austro-Węgier. Nie sposób nie zwrócić uwagi na zamykającą Prospekt od strony północnej imponującą, kremową bryłę Teatru Opery (1897–1900), z tympanonem zwieńczonym figurami geniuszów Muzyki, Dramatu i Sławy. Koniecznie obejrzeć trzeba znakomicie utrzymane wnętrza z dekoracjami malarskimi i rzeźbiarskimi z epoki, co ułatwia fakt, że przedstawienia operowe i baletowe odbywają się niemal codziennie (bilety 60–250 hr).
Warto też przysiąść na ławce i obserwować lwowian, którzy popołudniami i wieczorami tłumnie wylegają na Prospekt, by spotkać się za znajomymi, pograć w warcaby, ponarzekać na trudy codziennego życia i wszechobecną korupcję lub wziąć udział w kolejnej manifestacji politycznej pod pomnikiem T. Szewczenki.
Jeśli cenimy tradycyjne malarstwo, nie wolno nam ominąć Lwowskiej Galerii Sztuki, przede wszystkim jej oddziału przy ul. Stefanyka 3 (vis a vis pierwszej siedziby Ossolineum; wstęp 20 hr), w którym eksponowane są zbiory malarstwa europejskiego (Rubens, Tycjan, Goya, Bacciarelli), ale przede wszystkim największa poza krajem kolekcja sztuki polskiej (m.in. Matejko, Malczewski, Grottger, Chełmoński, Wyczółkowski, Gierymski, Boznańska).
Osobne miejsce należy się Cmentarzowi Łyczakowskiemu (wstęp dla turystów 20 hr), usytuowanemu w południowo-wschodniej części śródmieścia. Rozłożona na łagodnych wzniesieniach i ocieniona mnóstwem drzew nekropolia jest miejscem spoczynku m.in. M. Konopnickiej, G. Zapolskiej, S. Goszczyńskiego, A. Grottgera, K.J. Ordona i prof. S. Banacha (kwatery usytuowane na lewo od wejścia głównego). Na przeciwległym krańcu nekropolii (około 700 m od wejścia) znajduje się odnowiony w ostatnich latach Cmentarz Orląt, na którym złożono ciała 2859 bojowników poległych w latach 1918–1920 w walkach z Ukraińcami o polskość Lwowa.
Niezależnie od indywidualnego eksplorowania miasta można skorzystać z usług firmy Czudo Tour, która oferuje kilka wariantów tras objazdowych barwnymi pojazdami (Czudo bus i Czudo train) z przewodnikiem (czas 40–90 minut; w cenie 60–120 hr zestaw audio z polską wersją językową). Firma proponuje ponadto 8-godzinne wycieczki szlakiem „Złotej Podkowy” – do zamków Olesko (miejsce urodzenia Jana III Sobieskiego), Podhorce (obronna warownia Koniecpolskich) i Złoczów (własność Sobieskich), (310 hr włącznie ze wstępami do wszystkich obiektów).
Przydatne adresy:
www.trivago.pl, www.booking.com (nocleg)
www.inyourpocket.com/data/download/lviv.pdf (przewodnik)
opera.lviv.ua/pl (opera)
chudotour.com.ua/en (autobus i pociąg Czudo)
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
Monumentalny, elegancki, przyjazny, bezpieczny, relatywnie niedrogi. Przymiotniki opisujące Madryt (hiszp. Madrid) można mnożyć, ale żaden z nich, nawet najbardziej surowy w ocenie, nie zmienia pozytywnego wrażenia, jakie na gościach wywiera ponadtrzymilionowa stolica Hiszpanii. Do jej zalet zaliczyć można i tę, że …nie jest Barceloną, która z powodu gwałtownie rosnącej w ostatnich latach popularności dołączyła do grona miast o każdej porze roku niemal „okupowanych” przez rzesze turystów. W stolicy, przy znacząco niższej liczbie przyjezdnych, można wciąż bez większych przeszkód dyskretnie podpatrywać codzienne życie madrileños.
Bezpośrednie połączenia lotnicze z Madrytem utrzymują LOT i Norwegian (z Okęcia) oraz Ryanair (z Krakowa i Modlina). Z portu lotniczego Barajas do centrum można dostać się metrem, nie jest to jednak – wbrew pozorom – jednoznacznie najlepsze rozwiązanie, gdyż wymaga dwóch przesiadek. Jeżeli naszym celem jest ścisłe śródmieście lub na stare miasto, możemy skorzystać z całodobowej komunikacji autobusowej Exprés Aeropuerto (bilet 5 €; przystanek przy każdym z terminali lotniska). Żółte autobusy linii lotniskowej dojeżdżają do dworca Atocha, a nocą trasa jest nieco skrócona – do Plaza de Cibeles z dominującą sylwetą ekscentrycznego, nieco bajkowego madryckiego ratusza (1909).
Jak na warunki hiszpańskie, Madryt jest relatywnie młodym miastem – co prawda istniał już w II w. p.n.e., ale nie odgrywał znaczącej roli aż do 1561 r., gdy z nieodległego Toledo przeniesiono tu stolicę kraju. Przekształcona w pałac królewski arabska twierdza (Alkazar) nie przetrwała dwóch stuleci – po katastrofalnym pożarze w wigilię roku 1734 siedziba królewska zyskała obecną, barokową formę. Spośród 2800 pomieszczeń na zwiedzających (wstęp 11 €; zakaz fotografowania) czekają dwa tuziny utrzymanych w odcieniu kremu i różu najbardziej reprezentacyjnych sal, które odzwierciedlają majestat i możliwości finansowe władców el imperio en el que nunca se pone el sol (imperium, nad którym nie zachodzi słońce).
Naprzeciw pałacu, dokładnie na osi siedziby monarszej i dziedzińca honorowego wznosi się imponująca Catedral de la Almudena. Świątynia stoi w miejscu zburzonego w 1083 r. meczetu, a na jej tyłach do dziś zachowały się mauretańskie fortyfikacje (IX w.) miasta znanego wówczas jako Majrīṭ. Choć w sylwecie gigantycznej budowli łatwo dostrzec wpływy architektury barokowej i klasycystycznej, katedrę wzniesiono w 2 połowie XX w., a jej konsekrację przeprowadził w 1993 r. Jan Paweł II. Generalnie stolica arcykatolickiej przez stulecia Hiszpanii może zaskakiwać relatywnie małą liczbą świątyń. Duża w tym „zasługa” Francuzów, których kilkuletnie rządy w okresie napoleońskim oznaczały wielkie zmiany w tkance miasta, polegające na „przewietrzeniu” ciasnego do granic możliwości śródmieścia. A że rewolucyjnej Francji nie było po drodze z religią, ofiarą przekształceń urbanistycznych podszytych polityką i ideologią padło wiele madryckich świątyń i klasztorów. Dziś także te, które przetrwały do naszych czasów (np. San Isidro el Real, San Andrés, San Francisco el Grande) bywają często zamknięte, przez co ich zwiedzanie może być utrudnione.
Wędrując wąskimi uliczkami starówki nie sposób nie trafić na Plaza Mayor – zgodnie z nazwą główny plac tej części miasta. Rówieśnik stołeczności Madrytu otoczony jest spójnymi stylowo, nieco surowymi gmachami o malowanych fasadach w odcieniu brązu, z położonym na środku konnym pomnikiem Filipa III (1619). W przeszłości plac pełnił funkcje miejskiego forum – odbywały się tu koronacje królewskie, corridy, przedstawienia teatralne, festyny ku czci patrona miasta – św. Izydora, procesy heretyków i publiczne egzekucje, a dziś, poza turystami, wypełniają go uliczni grajkowie, performerzy i sprzedawcy podrabianych wyrobów luksusowych marek.
O ile Plaza Mayor należy do ulubionych destynacji turystów, sercem współczesnego Madrytu jest Plaza de Puerta del Sol – „punkt zerowy” Hiszpanii, od którego mierzy się odległości w całym kraju. Z tutejszej stacji metra na półokrągłą płytę placu niemal bez przerwy wylewają się fale ludzi, którzy następnie przemieszczają się pobliskimi uliczkami i pasażami stanowiącymi handlowe serce miasta. Wielu madrileños przybywających na „Sol” umawia się ze znajomymi pod pomnikiem niedźwiedzia wspinającego się na drzewko truskawkowca (motyw ten widnieje w herbie miasta) lub klasycznym w formie, choć całkiem współczesnym (1994) konnym monumentem Karola III, zwanego, ze względu na zasługi dla miasta, „najlepszym burmistrzem Madrytu”.
Z Puerta del Sol niedaleko na Gran Vía, uznawaną za najbardziej reprezentacyjną ulicę miasta, pełną butików najlepszych projektantów mody, eleganckich sklepów, teatrów i najmodniejszych kawiarni. Gran Vía jest także dobrym przykładem ewolucji architektury miasta na przestrzeni pierwszego półwiecza XX stulecia. Od strony wschodniej arterię otwiera bodaj najbardziej efektowna madrycka kamienica – nakryty eklektyczną kopułą gmach Metrópolis (1911), a jej zachodni kraniec stanowi Plaza de España z najwyższymi gmachami frankistowskiego Madrytu oraz równie wertykalnym pomnikiem Cervantesa (pisarzowi towarzyszą bohaterowie jego najsłynniejszej powieści – Don Kichot i Sancho Pansa).
Zaledwie parę kroku od handlowej Gran Vía stolica odsłania inne, bardziej kameralne, a przy tym znacznie mniej ekskluzywne oblicze – w dzielnicach, takich jak Malasaña czy Chueca obok hipsterskich barów z głośną muzyką i galerii sztuki spoza głównego nurtu napotkać można liczne ślady odchodzącego już Madrytu – maleńkie punkty rzemieślnicze, zakłady perukarskie, czy sklepiki farbiarskie.
Gdy wspomniany Karol III (1759–1788), panujący wcześniej w Neapolu, przybył do Madrytu, by objąć rządy po zmarłym bracie, skonstatował, że miasto nie prezentuje się zbyt elegancko i zarządził wytyczenie szerokich bulwarów we wschodniej części stolicy. Efektem pracy królewskich urbanistów i rzeźbiarzy jest Paseo del Prado – elegancka, wypełniona zielenią aleja z licznymi placami, których ozdobę stanowią pełne wdzięku barokowe fontanny, m.in. Neptuna, Apollina i frygijskiej bogini urodzaju Kybele.
Okolice Paseo del Prado zwane są Złotym Trójkątem Sztuki. Na odwiedzenie Prado, szczycącego się najcenniejszymi – po Luwrze i Muzeum Brytyjskim – zbiorami malarstwa europejskiego (w tym największą na świecie kolekcją dzieł twórców tej miary co Velázquez, Goya i el Greco) warto zarezerwować cały dzień (wstęp 7–14 €). Położone w jego pobliżu muzeum baronów von Thyssen-Bornemisza ustępuje rozmiarem kolekcji, ale nie klasą zgromadzonych dzieł. Z kolei miłośnicy sztuki nowoczesnej nie powinni pominąć Museo Reina Sofía, gdzie podziwiać można prace takich sław sztuki XX wieku, jak Picasso, Dalí czy Miró. Notabene Muzeum Królowej Zofii dzieli tylko parę kroków od głównego madryckiego dworca kolejowego – Atocha, który w zbiorowej pamięci zapisał się jako miejsce ataku terrorystycznego przeprowadzonego przez Al-Kaidę w 2004 roku (191 zabitych i ponad 2000 rannych). Warto dodać, że każdą z trzech wspomnianych placówek muzealnych można w określonym dniu tygodnia i godzinach zwiedzać bezpłatnie.
W sąsiedztwie Złotego Trójkąta Sztuki i prestiżowej dzielnicy Los Jerónimos usytuowane są „zielona płuca” Madrytu, czyli Park Retiro, udostępniony zwiedzającym już w XVIII w. Na 120 hektarach wypielęgnowanej przestrzeni znaleźć można liczne akweny, reprezentacyjne budowle (z XIX-wiecznym Pałacem Kryształowym na czele), pomniki monarchów Kastylii, Aragonii i Hiszpanii oraz fontanny, w tym Upadłego Anioła (1885), uznawaną za jedyny na świecie pomnik szatana. Po przeciwnej, zachodniej części śródmieścia warto udać się do Casa de Campo – największego miejskiego zieleńca, który jeszcze 100 lat temu służył jako królewskie tereny łowieckie. W jego granicach znajduje się m.in. madryckie zoo i 20-hektarowy park rozrywki (Parque de Atracciones de Madrid; wstęp 18,90–31,90 €), a w pobliskim Parque del Oeste podziwiać można podarowaną Hiszpanii przez rząd Egiptu świątynię Amona i Izydy z Debod nad Nilem (II w. p.n.e.).
Mekką fanów futbolu jest stadion (Estadio Santiago Bernabéu) i muzeum najsłynniejszego chyba klubu piłkarskiego na świecie – Realu Madryt. Usytuowany w północnej części stolicy kompleks udostępnia zwiedzającym (wstęp 13 €) m.in. galerię trofeów zdobytych w krajowych i międzynarodowych pucharach oraz koszulki, korki, fotografie i inne pamiątki po najsłynniejszych graczach „Królewskich”.
Położony na płaskowyżu w środku Półwyspu Iberyjskiego Madryt najlepiej odwiedzić poza sezonem, ponieważ latem rozpalona promieniami słońca stolica niemal dusi się od upału, którego nie łagodzą deszcze (średni miesięczny opad w sierpniu nie przekracza 1 cm!). Uwarunkowania klimatyczne nie pozostają bez wpływu na styl życia mieszkańców – wczesnym popołudniem Madryt oddaje się sieście, lepiej więc w tym czasie nie planować wizyty w sklepie (nieczynne zwykle między 14 a 17), restauracji lub kawiarni (większość zamyka swe podwoje w godzinach 16–19). Siłą rzeczy życie towarzyskie madrileños na dobre rozkwita dopiero po zmroku, z tego też powodu o stolicy Hiszpanii powiada się, że jest jedynym miastem w Europie, w którym korki na ulicach tworzą się …o świcie.
Jak każda metropolia, Madryt to nie tylko zabytki, kultura, tradycja, ale i kuchnia. Setki działających w mieście lokali oferuje potrawy niemal każdej kuchni i na każdą kieszeń, jednak z punktu widzenia przybysza z innej części kontynentu bodaj najbardziej interesujące są tradycyjne tawerny i casas (np. w okolicach staromiejskiego Plaza de Santa Ana) zdobione malowanymi płytkami ceramicznymi i wiszącymi u powały sztukami długodojrzewającej szynki (jamón). Już za kilka euro spróbować można w nich znakomitych tapas lub canapés, do których zamawia się lokalne wino lub – coraz częściej – piwo. W większości z nich panuje niezwykle przyjazna, niezobowiązująca atmosfera, a i ceny zwykle nie przyprawiają o ból głowy. Z kolei na śniadanie warto spróbować stołecznego przysmaku – churros, czyli lekko słonego, smażonego ciasta, często zwiniętego w formie ślimaka, którego kawałki odrywa się i macza w gęstej czekoladzie.
Przydatne adresy:
www.lot.com, www.norwegian.com, www.ryanair.com (lot)
www.trivago.pl, www.booking.com (nocleg)
http://www.mundo-guides.com/books/Madrid_Express_Mundo_Guide.pdf
(przewodnik turystyczny)
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
Podróż na odległą, nie do końca oswojoną Północ wciąż wymaga decyzji mniej oczywistej niż wybór którejś z najpopularniejszych destynacji na Południu czy Zachodzie Europy. Jednym z miejsc, które wciąż czekają na odkrycie przez polskich turystów, jest Tallin, stolica najbardziej oddalonej od granic Polski republiki bałtyckiej – Estonii.
O ile nie zdecydujemy się na przelot samolotem (kierunek obsługiwany przez PLL LOT), możemy pojechać tam własnym autem (dobry stan głównych dróg tranzytowych) lub skorzystać z dogodnych połączeń z Tallinem, które oferuje zarówno Polski Bus, jak i estoński przewoźnik Lux Express (z przesiadką w Wilnie). Jeśli udajemy się do Estonii drogą lądową, wschodnie wybrzeże Bałtyku niejako wystawia na próbę… Pomijając kilka większych miast, od granicy polskiej przemierzamy kilkaset kilometrów płaską jak stół równiną, im dalej na Północ, tym bardziej pozbawioną siedzib ludzkich. Na szczęście, cel naszej podróży wynagradza podjęty trud.
Nieznacznie mniejszy od Gdańska, Tallin (440 tys. mieszkańców) to jedno z najstarszych miast regionu – został założony przez ugro-fińskich Estów jeszcze w X wieku, lecz w 1219 roku popadł w zależność od Duńczyków (przez tubylców miasto zwane było wówczas Taanilinn, czyli „Duński zamek”). Podobnie jak w Rydze („e-Dentico” nr 50), o jego rozwoju decydowali przede wszystkim obcy – obok Duńczyków głównie Szwedzi, Niemcy i Rosjanie.
O ile Wilno można uznać za kwintesencję baroku, a Rygę na równi określić mianem miasta gotyckiego i secesyjnego, trzecia ze stolic republik bałtyckich kreuje się na miasto średniowieczne. Nie bez powodu, Tallin należy bowiem do nielicznych dużych miast w Europie, w których zachował się niemal kompletny zespół obwarowań miejskich z bramami i smukłymi basztami, które jak zatemperowane i ustawione na sztorc ołówki w powiększonej skali wyznaczają od ośmiu stuleci granice miasta.
Tallin (w polskiej historiografii znany jako Rewal) to miasta morza – Bałtyk był w jego dziejach zarówno źródłem bogactwa (członek Związku Hanzeatyckiego od 1285 roku), jak i zagrożenia. Nie bez powodu od strony portu miasto chroniła przysadzista baszta bramna o murach do 6,5 m grubości. Gruba Małgorzata (Paks Margareeta) z początku XVI w. pełniła ponadto funkcję zbrojowni i magazynu prochu, a dziś mieści zbiory Estońskiego Muzeum Morskiego (Eesti Meremuuseum; wstęp 3–6 €), poświęconego dziejom żeglugi w tej części Bałtyku. Tuż przy przejściu bramnym warto odnaleźć jeden z nielicznych w Tallinie poloników – tablicę w języku polskim i estońskim, upamiętniającą brawurową ucieczkę internowanego w tutejszym porcie we wrześniu 1939 roku okrętu podwodnego ORP Orzeł. Tuż obok, przy głównej arterii starego miasta – ulicy Pikk – znajduje się zespół gotyckich kamieniczek (1362) znanych jako Trzy Siostry. Legenda głosi, że zamożny kupiec, ojciec owych sióstr, chcąc w kolejności wieku wydać je za mąż, najstarszej zbudował dom z dużymi oknami, dzięki którym można było bez trudu podziwiać urodę właścicielki, młodszej z mniej eksponowanymi otworami okiennymi, a najmłodszej niemal ich pozbawiony. Obecnie nieco przebudowany zespół kamieniczek mieści jeden z najlepszych pięciogwiazdkowych hoteli w mieście.
Tu, w północnej części starówki, uwagę zwraca jednak przede wszystkim najbardziej wertykalny element w architekturze Tallina – gotycki kościół św. Olafa (Oleviste kirik; wstęp bezpłatny), od 1990 roku użytkowany przez baptystów. Jeśli dziś prezentuje się nad wyraz okazale, trudno ocenić, jakie wrażenie robił kilkaset lat temu, gdy był najwyższą budowlą w Europie. Niestety, jego 159-metrowa wieża runęła po pożarze spowodowanym uderzeniem pioruna w 1625 roku. Odbudowana, jest o 35 metrów niższa (możliwość podziwiania panoramy miasta oraz portu z platformy widokowej).
Sercem starego miasta niezmiennie pozostaje urokliwy Plac Ratuszowy (Raekoja plats), do którego prowadzą kręte, wijące się jak strumyki wybrukowane uliczki i ciasne zaułki o bez wątpienia średniowiecznym rodowodzie. W sezonie Plac Ratuszowy i jego okolice ożywiają liczne ogródki kawiarniane, a także jarmark średniowieczny z kramami, z których odziani w stroje z epoki sprzedawcy oferują quasi średniowieczne przekąski. Wzniesiony z jasnego kamienia niezbyt wielki ratusz (raekoda) obecną formę zyskał w latach 1402–1404. Wyjątkowo smukłą wieżę gmachu wieńczy figura Starego Tomasza, czuwającego nad miastem od 1530 roku. Ratusz nie pełni już od dawna pierwotnych funkcji – w jego znakomicie zachowanych wnętrzach mieści się muzeum (wstęp 5 €; wejście na wieżę 3 €), odbywają się tu także koncerty muzyki klasycznej. O usytuowanej przy północnej pierzei placu aptece Estończycy z dumą mówią, że jest najstarszym nieprzerwanie działającym – od 1422 roku – obiektem tego typu na świecie. Niedaleko stąd do gotyckiego kościoła św. Mikołaja (Niguliste kirik) zamienionego po powojennej odbudowie w muzeum sztuki średniowiecznej (wstęp 5 €, w środy 1 €). Wśród licznych zabytków sztuki rzeźbiarskiej, malarskiej i złotniczej z warsztatów niemieckich i niderlandzkich oglądać tu można najcenniejsze dzieło w zbiorach estońskich – 7,5-metrowy „Taniec śmierci” z warsztatu mistrza Bernta Notkego z Lubeki.
Stare miasto zasadniczo dzieli się na dwie części. Nad Miastem Dolnym góruje Górne Miasto, które zajmuje wypiętrzoną na wysokość 30 m wapienną skałę. Dostępu do niego broniło w przeszłości kilka zamykanych na noc furt. Ze względu na strategiczne położenie tu właśnie wzniesiono zamek Toompea, zajmowany przez kolejnych rządców Estonii. Spośród wież flankujących naroża zamczyska najsłynniejszy jest XIV-wieczny Wysoki Hermann – cylindryczna konstrukcja o wysokości 46 m, na której maszt przy dźwiękach patriotycznej pieśni Mu isamaa on minu arm (Moja ojczyzna mą miłością) wciągana jest flaga Estonii. Nie bez przyczyny – stojący u jej podnóża barokowy pałac o fasadzie utrzymanej w odcieniu różu jest siedzibą parlamentu republiki (Riigikogu). Inna z wież zamku – XV-wieczna Kiek in de Kök (Zajrzyj do kuchni) swą nietypową nazwę zawdzięcza temu, że pełniący w niej wartę żołnierze mogli bez przeszkód obserwować życie mieszkańców grodu. Mimo żartobliwej nazwy wieża odgrywała istotną rolę w obronności miasta, o czym świadczy 9 wbitych w jej mury kul armatnich pozostawionych przez wojska Iwana Groźnego (wewnątrz ekspozycja muzealna, wstęp 5 €). W sąsiedztwie zamku wznosi się kryta kopułami katedra Aleksandra Newskiego (1894–1900; wstęp bezpłatny) uważana – nie bez powodu – za jedną z najpiękniejszych świątyń prawosławnych na świecie, o każdej porze dnia pełna rozmodlonych babuszek w chustach na głowie. Jako symbol carskiej władzy budowla stanęła w domniemanym miejscu pochówku Kaleva – legendarnego bohatera Estończyków i Finów. Warto wspomnieć, że Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini stanowią wciąż ponad 40% populacji miasta, choć nie są zbyt zauważalni w centrum – żyją przede wszystkim w osiedlach-sypialniach poza śródmieściem stolicy. Także w Mieście Górnym wzniesiono w 1243 roku gotycką katedrę NMP (Toomkirik, wstęp 1,5 €), od czasów reformacji użytkowaną przez luteran. Gdy w świątyni nie odbywają się nabożeństwa, z katedralnej wieży można podziwiać panoramę miasta.
Śródmieście Tallina nie zachwyca tak jak najstarsza część miasta – na tle przeciętnej urody przykładów architektury okresu międzywojnia lepiej prezentuje się rozbudowująca się wciąż dzielnica biznesowa (rejon Kompassi), która stanowi wertykalny kontrapunkt dla gotyckiego Tallina.
Z kolei za najmodniejszą, wręcz hipsterską część współczesnego Tallina uchodzi położona w pobliżu portu postindustrialna dzielnica Kalamaja. Impulsem do ożywienia tej części miasta było powołanie do życia tzw. Kilometru Sztuki (Kultuurikilomeeter), przypominającego inkubatory biznesów kreatywnych znane choćby z Łodzi. Kilometr Sztuki (który rozrósł się już do 2,5 km) to warsztaty, alternatywne galerie, sklepiki oraz lokale gastronomiczne spoza głównego nurtu, nastawione nie tylko na turystów, ale przede wszystkim na lokalną klientelę.
Od strony wschodniej śródmieście zamyka Kadriorg – obszerny, a przy tym najchętniej odwiedzany park w Tallinie. W jego centralnej części stoi pałac Kadriorg – pełna wdzięku barokowa budowla, wzniesiona w latach 1718–1725 dla drugiej żony Piotra Wielkiego, carycy Katarzyny I. Cesarska małżonka, urodzona jako Marta Helena Skowrońska, była córką polskiego chłopa z Kurlandii, która dzięki wielkiej urodzie, przymiotom intelektu oraz skomplikowanym zrządzeniom losu doszła do swojej pozycji – zgodnie z wolą Piotra Wielkiego była po jego śmierci niezależną imperatorową Rosji. Od niemal stu lat pałac jest siedzibą Muzeum Sztuki (Kadrioru Kunstimuuseum; wstęp 3,50–5,50 €) z godną uwagi kolekcją gotyckich rzeźb, dzieł sztuki złotniczej, porcelany miśnieńskiej, współczesnej grafiki oraz obrazów twórców zachodnich, a przede wszystkim estońskich i rosyjskich. W sąsiedztwie, tuż za wypielęgnowanym ogrodem w stylu francuskim, wznosi się utrzymana w odcieniu różu neoklasycystyczna siedziba Prezydenta Republiki Estonii, zbudowana w 1938 roku.
Wizyta w Tallinie to niepowtarzalna okazja, by wybrać się, choćby na parę godzin, na przeciwległy brzeg Zatoki Fińskiej – do Helsinek. Szybkie katamarany (rejs trwa 90 min) lub dostojne liniowce (do 3 godzin) oferują kilkanaście połączeń dziennie w rozsądnych cenach (od 28 € za bilet w obie strony). De gustibus non est disputandum, niemniej niektórzy twierdzą, że to raczej Helsinki z ich surową architekturą w stylu rosyjskiego neoklasycyzmu zasługują na miano odległego przedmieścia Tallina. Jeśli nawet stolica Finlandii nieco nas rozczaruje, nie można tego powiedzieć o samym rejsie, podczas którego podziwiać można strzegące wejścia do portu w Helsinkach wysepki z fortyfikacjami XVIII-wiecznej twierdzy Suomenlinna (obiekt z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO) oraz zapierającą dech w piersiach panoramę stolicy z dominującą, pobielaną sylwetą katedry luterańskiej.
Przydatne adresy:
www.polskibus.com, www.luxexpress.eu, www.lot.com (transport)
www.trivago.pl, www.booking.com (nocleg)
www.inyourpocket.com/data/download/tallinn.pdf
(przewodnik turystyczny)
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
Katania – największe miasto wschodniej Sycylii zachowuje swój bezpretensjonalny urok, który zawdzięcza z jednej strony spójności stylowej, a z drugiej pogodzie ducha mieszkańców, ale widoczny z wielu miejsc masyw Etny każe pamiętać, że natura nie powiedziała tu jeszcze ostatniego słowa.
Bezpośrednie połączenia lotnicze z drugim według wielkości miastem Sycylii (315 000 mieszkańców) utrzymuje WizzAir – loty wykonywane są z lotniska im. Chopina w Warszawie, a już od marca 2017 roku także z podkatowickich Pyrzowic.
W przeciwieństwie do zróżnicowanej pod względem architektonicznym stolicy Sycylii – Palermo („e-Dentico” nr 2(48)/2014), Katania (Catania) to miasto na wskroś barokowe. Spójność stylowa nie wynika jednak ze szczególnego upodobania ojców miasta czy jego mieszkańców do jednego stylu w dziejach architektury, ale jest konsekwencją i śladem walki, jaką miasto toczyło z siłami natury. W swoich dziejach Katania była bowiem wielokrotnie niszczona przez żywioły – trzęsienia ziemi oraz wybuchy położonego niespełna 40 km na północ największego na naszym kontynencie wulkanu – Etny.
Ostatnim z wielkich kataklizmów było trzęsienie ziemi (zdaniem sejsmologów najpotężniejsze w nowożytnej historii Włoch – 7,7o w skali Richtera), które dotknęło wschodnie wybrzeże wyspy w styczniu 1693 roku. W samej tylko Katanii, obróconej przez żywioł w kupę gruzu, śmierć poniosło co najmniej 12 000 osób, czyli więcej niż połowa ówczesnej populacji. Zginęli nie tylko ci, którzy byli w mieście, ale także na wybrzeżu – w wyniku wywołanego przez trzęsienie tsunami. Cios ten był tym bardziej dotkliwy, że Katania dopiero podnosiła się z ruin po katastrofalnym wybuchu Etny, który ćwierć wieku wcześniej nakrył dużą część miasta szczelnym płaszczem wulkanicznej lawy.
Najbardziej chyba znanym symbolem barokowej Katanii jest Via dei Crociferi biegnąca z południa (od Piazza San Francesco d’Assisi) w kierunku północnym. Nie jest to szeroka ulica, ale ze względu na ograniczenie ruchu innego niż pieszy, daje szansę na nieśpieszne delektowanie się urodą wzniesionych tu pałaców i świątyń o jasnych fasadach. Obiekty te nie imponują rozmiarem, ale dzięki fantazyjnych formom architektonicznym i bogactwu detalu rzeźbiarskiego mają w sobie dużo elegancji i wdzięku. Spacer Via dei Crociferi i innymi uliczkami historycznego centrum skłania do refleksji nad zmiennością fortuny – nawet przybysze z nieprzesadnie zamożnej Polski mogą odnieść wrażenie, że Katania to miasto ubogie i pilnie potrzebujące rewitalizacji, choć i obecny stan w żadnym stopniu nie odbiera mu uroku typowego dla miast południa Włoch.
Jeśli chcemy poznać bardziej dostatnie oblicze współczesnej Katanii, powinniśmy udać się w okolice Corso Italia – efektownej arterii z zadbaną współczesną zabudową, sklepami najlepszych marek i nietypową dla Katanii atmosferą dobrobytu. Główną ulicą handlową miasta pozostaje jednak znacznie mniej ekskluzywna, śródmiejska Via Etnea pełna sklepików, pizzerii, kawiarni i rodzinnych lodziarni, a w bocznych uliczkach – półlegalnych targowisk oraz hurtowni z dalekowschodnimi produktami dla najmniej wymagającej klienteli. Na południowym, staromiejskim krańcu ulicy warto zatrzymać się przy XVIII-wiecznym kościele Basilica della Collegiata, uznawanym za modelowy przykład sycylijskiego baroku. Uwagę zwraca przede wszystkim wklęsła, niemal zapadnięta fasada o klarownych podziałach, uzyskanych dzięki zastosowaniu kolumn. Co ciekawe, autorem projektu fasady jest Stefan Ittar (1724–1790), urodzony na Wołyniu polski architekt, kształcący się Rzymie, który następnie osiadł z Katanii i tu pracował dzięki hojnemu mecenatowi księcia Biscari. Tę samą profesję wykonywali synowie Ittara – Sebastiano i Enrico, przy czym drugi z nich w swoim życiu zawodowym przebył drogę przeciwną niż ojciec: dla księżnej Radziwiłłowej projektował quasi antyczne budowle w Arkadii, a w Liceum w Zamościu nauczał rysunku i architektury.
W zachodniej części starego miasta warto zobaczyć dawne założenie klasztoru benedyktynów. W monstrualnych rozmiarów kompleksie (drugim według wielkości opactwie tego zakonu w Europie) nie spotka się już rozmodlonych braciszków, ale studentów tutejszego uniwersytetu. Ponieważ gmach jest ogólnodostępny, można samodzielnie przemierzać niekończące się korytarze i podziwiać obszerne, ukwiecone dziedzińce, niemniej warto zdecydować się na wycieczkę z przewodnikiem (standardowa cena 6 €), który wprowadzi w tak niezwykłe miejsca, jak antyczny rzymski dom, klasztorna biblioteka, kuchnie, piwnice oraz ogrody założone w XVIII wieku w miejscu połaci zastygłej lawy. Odpowiednio dużych rozmiarów (105 × 48 m) jest także zwieńczony wysoką kopułą barokowy kościół San Nicolò l’Arena, będący częścią kompleksu klasztornego. Wznoszeniu świątyni najwyraźniej nie sprzyjała fortuna: kościół nie miał szans w konfrontacji z 12-metrową falą lawy zalewającą miasto w 1669 roku, podjętą w 1687 roku odbudowę wkrótce przerwało trzęsienie ziemi, a posępnie prezentująca się fasada świątynia nigdy nie doczekała się ukończenia. We wnętrzu zainteresowanie zwiedzających wzbudza zegar słoneczny (1839) umieszczony w posadzce nawy poprzecznej, który ma nietypową formę 40-metrowego pasa, oraz XVIII-wieczne organy, których brzmieniem zachwycał się Goethe.
Najważniejszym miejscem w mieście pozostaje od setek lat plac Katedralny. W jego centrum oglądać można barokową fontannę słonia (1735–1737) z figurą zwierzęcia wyrzeźbioną w brudnoszarej skale wulkanicznej. Rzeźba słonia dźwigającego na grzbiecie pokryty hieroglifami egipski obelisk widnieje w herbie miasta i stała się rozpoznawalnym w całych Włoszech symbolem miasta. Powiada się, że pierwotnie słoń pozbawiony był cech płciowych, co mężczyźni z Katanii uznali za obraźliwe, dlatego twórca fontanny, Giovanni Battista Vaccarini, ostatecznie nadał zwierzęciu cechy męskie.
Ten sam artysta jest autorem fasady katedry św. Agaty, w którą wkomponowano antyczne kolumny korynckie. Przed dwoma tysiącami lat w tym miejscu stała rzymska łaźnia, zaś świątynię wzniesiono w latach 1078–1093, krótko po tym, jak Normanowie wyparli z wyspy Arabów (relikty obu starszych budowli można odnaleźć w transepcie i absydzie). W pełnym majestatu i barokowego przepychu wnętrzu katedry warto zwrócić uwagę na nagrobki panujących na Sycylii w XIV i XV wieku władców z dynastii aragońskiej, znajdujące się w kaplicy NMP (Cappella della Vergine).
Z kolei w kaplicy św. Agaty (na prawo od chóru) przechowywane są relikwie patronki, które w czasie jej święta – Festa di sant’Agata (od 3 do 6 lutego każdego roku) obnoszone są po mieście w barwnych procesjach, którym towarzyszą występy artystyczne, degustacje lokalnych potraw i pokazy fajerwerków. Żyjąca w III wieku święta odrzuciła zaloty rzymskiego prokonsula, a wkrótce, podczas prześladowań chrześcijan, została poddana torturom (m.in. obcięto jej piersi) i zamordowana – rzucona na rozżarzone węgle. Rok po śmierci Agaty lawa wypływająca z krateru Etny zatrzymała się u wrót miasta, co nawet niewierzący skłonni byli przypisać wstawiennictwu męczennicy. Dziś nieco kontrowersyjną formą upamiętnienia świętej są ciastka biszkoptowe przyozdobione polewą z białego marcepanu i zwieńczone wisienką, zwane w dialekcie sycylijskim minnuzzi ri Sant’Ajita, czyli piersi św. Agaty.
Przy drugiej kolumnie po prawej stronie od wejścia do katedry warto odnaleźć subtelny, impresjonistyczny nagrobek pochodzącego z Katanii kompozytora – Vincenzo Belliniego, którego zwłoki sprowadzono z paryskiego cmentarza Père-Lachaise cztery dekady po śmierci muzyka.
Urodzony w 1801 roku Bellini sławę zdobył jako autor oper, które ze względu na szczególnie wysokie wymagania warsztatowe stawiane wykonawcom, zaliczane są do najtrudniejszych w całej literaturze muzycznej. Dom rodzinny kompozytora (przy Piazza San Francesco d’Assisi 3, naprzeciwko barokowego kościoła św. Franciszka z Asyżu) został przekształcony w Museo Civico Belliniano (wstęp 5 €). Oglądać w nim można rękopisy kompozycji, plakaty z prapremier, oryginalne meble, instrumenty oraz pamiątki po zmarłym w 1835 roku kompozytorze.
Mniej kameralnym śladem po najsłynniejszym synu Katanii jest pełen neobarokowego przepychu Teatro Massimo Bellini, którego otwarcie w 1890 roku uświetniła inscenizacja najbardziej znanej opery patrona – „Normy”. Imponujący obiekt dostępny jest dla turystów (6 €), najlepiej jednak zwiedzanie połączyć z udziałem w przedstawieniu (bilety do kupienia online).
Nazwiskiem kompozytora nazwano także Giardino Bellini, siedmiohektarowy, najstarszy w mieście publiczny park (pierwotnie ogród księcia Castello), nabyty przez miasto w 1854 roku. Na gości czeka tu różnorodna roślinność, aleja z popiersiami zasłużonych Włochów, liczne fontanny, mostki i bodaj najlepszy w mieście widok na ośnieżony szczyt Etny (niestety często spowity dymami wydobywającymi się z wnętrza wulkanu).
W okresie, gdy Katania pełniła funkcję stolicy Sycylii, władcy rezydowali w pochodzącym z XIII wieku Castello Ursino (Piazza Federico di Svevia). Najwyraźniej obiekt ten miał bardziej chronić niż wzbudzać zachwyt – został wzniesiony jako zwarta, nierozczłonkowana bryła z cylindrycznymi wieżami w narożach. Konstrukcja taka bez wątpienia nie była przypadkowa – jej celem była skuteczna ochrona, i to zarówno przed najeźdźcami, jak i siłami natury. Wybuch Etny, który w 1669 roku pogrzebał większą część zabudowy miasta, szczęśliwie nie przedarł się przez mury Castello Ursino. Dowodem potęgi żywiołu niech będzie fakt, że zamek zbudowano …na nadmorskim klifie, a lawa, która zalała zachodnią część miasta, odsunęła brzeg morski o kilkaset metrów od warowni. Obecnie w zamku mieści się Muzeum Miejskie z artefaktami archeologicznymi, kolekcją broni, porcelany, rzeźb oraz dzieł sztuki sycylijskiej (wstęp 6 €).
Katania jest miastem nadmorskim i za jedną z atrakcji należy bez wątpienia uznać tutejsze targowiska rybne, zwłaszcza La Pescheria (na tyłach katedry, pomiędzy Piazza Pardo i Piazza di Benedetto). Nawet jeśli nie zamierzamy dokonać zakupu, warto przyjrzeć się świeżo wyłowionym krewetkom, ruchliwym homarom, dorodnym ośmiornicom, czy rybom nieznanych na północy Europy gatunków, a także obserwować specyfikę prowadzenia handlu przez Sycylijczyków. Co oczywiste, targowiska te tętnią życiem w godzinach porannych, krótko po połowie.
Myliłby się ten, kto sądzi, że architektura miasta ogranicza się do obiektów z ostatnich trzech stuleci. Antyczna osada założona przez lud zwany Sykulami została w VIII w. p.n.e. zajęta i rozbudowana (jako Katanè) przez kolonistów z północnej Grecji, by z czasem, wraz z całą Sycylią, popaść w zależność od Rzymu. Z początku naszej ery pochodzą dobrze zachowane ruiny grecko-rzymskiego teatru wraz z muzeum archeologicznym (wstęp 6 €). Skala obiektu – średnica 87 m średnicy oraz 7000 miejsc dla widzów – świadczy o tym, że już na przełomie tysiącleci Katania była prężnym ośrodkiem miejskim o najpewniej ponadlokalnym znaczeniu. Jak przystało na miasto wzniesione u stóp Etny, do budowy teatru wykorzystano ciemną skałę wulkaniczną. W pobliskim odeonie (1300 widzów) odbywały się przedstawienia muzyczne i taneczne, a także próby aktorów występujących potem na głównej scenie miasta.
Z kolei w północnej części starożytnego Katanè, poniżej poziomu współczesnego Piazza Stesicoro znajduje się rzymski amfiteatr z II w. n.e. Zza barierek ograniczających stanowisko archeologiczne widoczna jest tylko niewielka część zabytku, reszta pozostaje wciąż pod powierzchnią gruntu. I pewnie tak już pozostanie, bo śródmiejski plac otacza ciasna, zabytkowa zabudowa. Dziś można sobie tylko wyobrazić skalę obiektu, który mieścił 16 000 widzów.
Bliskość Etny to dla wielu osób pokusa, by stanąć twarzą w twarz z żywiołem. W mieście działa co najmniej kilkanaście firm specjalizujących się w wycieczkach na Etnę (3340 m n.p.m.). Zależnie od wybranej opcji, obejmują one wjazd samochodem terenowym na wysokość od 2000 do 2900 n.p.m., trekking, oglądanie dostępnych dla turystów kraterów (ze względu na to, że Etna jest wulkanem czynnym, wciąż tworzą się nowe), podziwianie niemal księżycowego krajobrazu z jego florą i fauną. Należy pamiętać, że warunki terenowe i atmosferyczne na wysokości 3 kilometrów są zupełnie inne niż na wybrzeżu, dlatego wymagany jest odpowiedni strój, a przede wszystkim obuwie trekkingowe (można je wypożyczyć). Ceny kilkugodzinnych wycieczek zaczynają się od 39 €, natomiast najdroższa opcja – półgodzinny przelot helikopterem nad masywem Etny – to wydatek około 1000 €.
Jeśli mamy ochotę wybrać się poza miasto, a niekoniecznie pociąga nas trekking na zboczu wulkanu, możemy udać się do którejś z miejscowości oddalonych od Katanii o nie więcej niż godzinę drogi. Kilkunastotysięczna Taormina, ze względu na antyczne i nowożytne zabytki oraz szczególnie piękne położenie na nadmorskim półwyspie, już pod koniec XVIII wieku przyciągała pionierów turystyki z całej Europy. Położone w głębi lądu Caltagirone cieszy się sławą miasta ceramiki, a jego wizytówką są imponujące, pokryte barwnymi płytkami schody (142 stopnie) z 1608 roku, prowadzące do kościoła Santa Maria del Monte. Z kolei Syrakuzy były w starożytności ważnym ośrodkiem greckiej kultury i nauki (mieszkał tu Archimedes i Epicharm, bywał Platon i Ajschylos) oraz najludniejszym miastem wyspy (200 tys. mieszkańców, czyli niemal dwukrotnie więcej niż obecnie). Współczesne miasto, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, żyje przede wszystkim z turystyki – poza licznymi obiektami z epoki grecko-rzymskiej podziwiać można tu średniowieczne kościoły i barokowe pałace.
Przydatne adresy:
www.lonelyplanet.com/italy/sicily/catania (przewodnik turystyczny)
www.teatromassimobellini.it (bilety do teatru)
www.wizzair.com (lot)
www.trivago.pl, www.booking.com (nocleg)
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
Bari to największe, po Neapolu, miasto południa kontynentalnej części Włoch, a zarazem najludniejsze (330 tys. mieszkańców) z miast Italii leżących nad Adriatykiem. Stałe połączenie lotnicze ze stolicą regionu Apulia utrzymuje Wizz Air – ze stołecznego Okęcia oraz podkatowickich Pyrzowic przewoźnik realizuje łącznie 5 rejsów tygodniowo.
Z lotniska im. Karola Wojtyły w Bari do śródmieścia można w parę minut dostać się metrem (bilet 5 €), warto jednak pokonać tę trasę miejskim autobusem (nr 16; bilet 1 €), dojeżdżającym na główny dworzec kolejowy. Ponadpółgodzinny przejazd do ścisłego centrum przekona nas, że Bari to miasto wielu kontrastów. Niemało tu nędzy i zaniedbanych, ciasnych ulic, których próżno szukać w dużych miastach Polski. Z drugiej strony, w śródmieściu nie brakuje szykownych ulic (np. deptak handlowy Via Sparano di Bari lub efektowne Corso Cavour) z eklektyczną wielkomiejską zabudową, salonami najlepszych włoskich i francuskich marek modowych czy kosmetycznych oraz pasami zieleni, których ozdobę stanowią dorodne drzewa palmowe.
Niezależnie od najbardziej eleganckich ulic i osiedli nędzy, za najbardziej niezwykły skrawek Bari uznać należy città vecchia, czyli stare miasto zajmujące język lądu wysunięty w kierunku morza. Wystarczy minąć reprezentacyjne Corso Vittorio Emanuele II, by znaleźć się w …niewielkim nadmorskim miasteczku. Jest tu wszystko, czego spodziewalibyśmy się po włoskim Południu. Większość domów wzniesiono (podobnie jak niemal całą historyczną zabudowę w tej części Italii) z jaśniejącego w promieniach słońca piaskowca. Wędrując uliczkami wąskimi jak w arabskiej medynie, należy uważać na wyrostków na skuterach i rowerach, którzy z cyrkową zwinnością mijają pieszych, oraz na wodę ściekającą z rozwieszanego między oknami prania. Życie tej części miasta toczy się między kościołem, rodzinnym sklepikiem zaopatrzonym we wszystko, co potrzeba i zaprzyjaźnionym warsztatem, w którym przywraca się do życia wysłużone sprzęty. Mieszkańcy starego Bari, bez wątpienia nienależący do finansowej elity miasta, przywykli do obecności turystów i starają się wieść zwyczajne, niczym niezmącone życie. Nie zważając na nieznajomych, wieczorami opuszczają swoje ciasne mieszkania i z poziomu wyniesionych wprost na ulicę krzeseł prowadzą gorące dyskusje z sąsiadami, a nawet przygotowują posiłki.
Jak na włoskie miasto przystało, tkanka historycznej części Bari poprzetykana jest licznymi kościołami, z których wiele szczyci się niemal tysiącletnią historią. Za najważniejszą świątynię miasta bez wątpienia uznaje się San Nicola di Bari (1087–1103) – potężną bazylikę o nad wyraz ascetycznej formie, wzniesioną w stylu apuliańskiego romanizmu. Nazwa ta może być nieco myląca, bo patron – św. Mikołaj z Miry (około 270–345) – całe życie spędził na południu obecnej Turcji. Natomiast przydomek di Bari uzasadnia fakt, że doczesne szczątki świątobliwego męża spoczywają w krypcie bazyliki już od 1087 roku. Czczony zarówno w kościele zachodnim, jak i wschodnim, Mikołaj stał się bodaj najbardziej rozpoznawalnym świętym, a przy tym nieodłącznym symbolem świąt Bożego Narodzenia. Gości z Polski poza miejscem spoczynku biskupa Miry bez wątpienia zainteresuje manierystyczny nagrobek królowej Bony (1494–1557), umieszczony w ołtarzu głównym bazyliki, tuż za romańskim cyborium. Energiczna, dążąca do wzmocnienia władzy królewskiej Bona Sforza popadła w wieloletni konflikt z własnym synem – Zygmuntem Augustem, który nad obowiązki monarsze przedkładał troskę o sprawy sercowe. Ostatecznie Bona zdecydowała się na powrót do ojczyzny – do odziedziczonego po matce księstwa Bari. Tam jednak, jak oceniają historycy – na zlecenie Habsburgów, została wkrótce otruta przez osobistego lekarza. W obecnej formie marmurowy nagrobek został ufundowany niemal cztery dekady po śmierci królowej przez jej córkę, Annę Jagiellonkę. Postaci klęczącej monarchini towarzyszą figury patrona Polski – św. Stanisława oraz patrona Bari – św. Mikołaja. Warto wspomnieć, że jeszcze na początku XX wieku wnętrze bazyliki utrzymane było w stylu barokowym, ale po jego reromanizacji usunięte zostały niemal wszystkie późniejsze dodatki, w tym fresk przestawiające polskich monarchów i świętych, stanowiący kompozycyjną klamrę dla nagrobka królowej. Zniszczeń uniknęło tylko sklepienie świątyni pokryte efektownymi złoceniami i misternymi malowidłami.
Polska królowa rezydowała, jako ostatnia księżna Bari, w średniowiecznej warowni, znanej dziś jako Castello Normanno-Svevo (zamek normandzko-szwabski). Nieoczywista dla Włoch nazwa odzwierciedla skomplikowaną historię tych ziem – zamek wzniósł w 1132 roku normandzki władca Sycylii – Roger II, a dokładnie wiek później przebudował cesarz rzymski z dynastii Hohenstaufów – Fryderyk II. Przysadzista, nieco posępna budowla o geometrycznej formie, niegdyś otoczona fosą, mieści obecnie muzeum (wstęp 5 €).
Czas powstania warowni to, bez dwóch zdań, najbardziej pomyślny okres w dziejach Bari, które swą pozycję budowało dzięki …wyprawom krzyżowym – ich uczestnicy wyruszali z portów południa Włoch, które stanowiło wschodni limes ówczesnego świata łacińskiego. Dość powiedzieć, że większość z około 40 tys. uczestników Pierwszej Wyprawy Krzyżowej (1096–1099) przeprawiła się na Bałkany właśnie z portu w Bari. Pamiątką tamtych czasów są liczne relikwie, które można oglądać w wielu kościołach na całym wybrzeżu Apulii – wracając z Wypraw, krzyżowcy w tutejszych świątyniach chętniej składali wywiezione z Ziemi Świętej relikwie niż pochodzące stamtąd łupy. Warto wspomnieć, że we wczesnym średniowieczu Bari znane było także jako główny ośrodek …handlu niewolnikami w rejonie Morza Śródziemnego. Nieszczęśnicy, którzy najczęściej trafiali do arabskich kalifatów, pochodzili z różnych rejonów Europy, w tym z Pomorza i ziem zajmowanych przez Prusów.
Nieco w cieniu bazyliki św. Mikołaja pozostaje tutejsza katedra – Cattedrale di San Sabino. Liczącą tysiąc lat świątynię wyróżnia nie tylko solidna kubatura, romańskie portale sprzed 900 lat i równie wiekowe rzeźby fantastycznych stworów, ale i dzwonnica górująca nad całym starym Bari. W sąsiadującym z katedrą budynkiem kurii mieści się interesujące Muzeum Diecezjalne z godną uwagi kolekcją obiektów sztuki sakralnej z ostatnich kilkunastu stuleci i obrazów o treści religijnej (wstęp bezpłatny, dobrowolne datki mile widziane).
W ciasnej zabudowie starego Bari wyróżniają się dwa połączone ze sobą placyki – Piazza Mercantile oraz Piazza del Ferrarese. Na pierwszym z nich uwagę zwraca fasada dawnej siedziby władz miasta – Palazzo del Sedile (1543) z wieżyczką zegarową, oblegana w upalne dni średniowieczna Fontanna o Czterech Twarzach z pitną wodą oraz rzymski pręgierz (Colonna della Giustizia) z antyczną figurą lwa – strażnika sprawiedliwości. Na drugim, otwartym na Adriatyk i port rybny, oglądać można wycinek rzymskiej Via Appia z II w. n.e. Podziwianie miasta z perspektywy wybrzeża umożliwiają spacery nadmorskimi promenadami (przede wszystkim Lungomare Imperatore Augusto). Na miłośników kąpieli słonecznych czeka położona nieco na uboczu (na wschód od śródmieścia) plaża miejska (kompleks Pane e Pomodoro), choć lepszym wyborem wydają się być czystsze, a przy tym mniej zatłoczone kąpieliska poza miastem, np. w Polignano a Mare lub Monopoli.
Jeśli dysponujemy czasem, warto odwiedzić także kilka miejsc w regionie. Usytuowane na obcasie włoskiego buta miasto Lecce (dojazd około 80 minut pociągiem reggionale; bilet w jedną stronę 10,50 euro) to perła architektury barokowej z licznymi świątyniami wzniesionymi z piaskowca, średniowiecznym zamkiem oraz zabytkami epoki rzymskiej (amfiteatr, teatr). Nie brakuje tu licznych galerii sztuki, sklepików pamiątkarskich i rodzinnych mini-restauracji oferujących prawdziwie domowe dania lokalnej kuchni. Notabene, udając się w podróż pociągiem reggionale, pamiętajmy o tym, by bilet, kupiony uprzednio w automacie na dworcu, skasować na peronie, przed wejściem do wagonu. Od momentu walidacji bilet zachowuje ważność przez kolejne 6 godzin, można więc robić przystanki w miejscach, które nas zainteresują. Takim postojem w drodze do Lecce może być choćby Brindisi, niemal 100-tysięczne, dość dobrze prosperujące miasto portowe (połączenia promowe z Grecją i Albanią), którego symbolem są dwie ogromne rzymskie kolumny (w całości zachowała się jedna), zamykające antyczną Via Appia wiodącą z Rzymu. Inny kierunek to urokliwe miasteczko Trani nad Adriatykiem, z – oczywiście – romańską katedrą i tuzinem innych świątyń, równie wiekowym Castello Svevo i prawdziwie sielską atmosferą.
Jeśli jednak wolimy wynająć auto, godną rozważenie alternatywą jest wizyta w pełnym zabytków i atmosfery tajemniczości mieście Matera (w sąsiedniej prowincji – Basilicata) lub we wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO Alberobello, słynącym z unikatowych trulli – zespołów domostw o pobielanych ścianach, krytych ciemnym kapturkiem wysokiego, stożkowatego dachu.
Przydatne adresy:
www.wizzair.com (lot)
www.trenitalia.it (pociąg)
www.trivago.pl, ww.booking.com (nocleg)
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
PERYSKOP
PO GODZINACH
Światowa stolica obróbki diamentów, największy po Rotterdamie port handlowy Europy oraz perła średniowiecznej architektury to jednocześnie dynamiczne, przyjazne mieszkańcom i gościom miasto.
Największe, ponadpółmilionowe miasto Flandrii (niderlandzkojęzycznej części Belgii) nie ma bezpośredniego połączenia z żadnym z polskich lotnisk, jednak do Antwerpii (nider. Antwerpen) relatywnie łatwo można dostać się z portów lotniczych w Brukseli, Charleroi lub holenderskim Eindhoven. Alternatywę dla lotu stanowi kilkunastogodzinna podróż autobusem lub samochodem (od Berlina – Bundesautobahn 2, następnie – od miasta Bad Oeynhausen w Westfalii – aż do celu autostradą E34).
Poruszanie się po Antwerpii nie stanowi żadnego problemu – większość miejsc jest przyjazna dla pieszych, można też korzystać z rowerów miejskich – Velo Antwerpen (dostęp na 1 dzień – 3,80 €, na 1 tydzień – 9 €; do 30 minut jazdy – bezpłatnie). Ponadto od ponad 40 lat w mieście działa metro, które obejmuje 12 stacji (bilet – 3 €), ale korzystanie z niego jest zbędne, jeśli planujemy eksplorować tylko stare miasto i śródmieście.
Za atrakcję turystyczną śmiało uznać można tutejszy dworzec kolejowy Antwerpia Centralna (1895–1905). Imponująca neobarokowym przepychem budowla niekoniecznie przypomina obiekt użyteczności publicznej, zresztą przez samych mieszkańców zwana jest „katedrą kolejową” (nider. Spoorwegkathedraal). Zwieńczona wysoką kopułą oraz wieżyczkami fasada dworca otwiera się na centrum i starówkę, do których prowadzi główny deptak miasta – Meir. Jego początek wyznacza plac Davida Teniersa, żyjącego w XVII wieku malarza scen rodzajowych, z pomnikiem artysty ustawionym pomiędzy efektownymi kamienicami o złoconych kopułach. Głównym deptakiem miasta każdego dnia przelewa się kolorowy tłum, dając dowód tego, jak zróżnicowanym pod względem kulturowym i etnicznym miastem jest Antwerpia. Meir to miejsce spotkań i zakupów, można tu posłuchać ulicznych grajków, przysiąść, by zjeść lody lub porcję frytek. Jeśli nawet nie planujemy zakupów, warto odwiedzić niektóre z działających tu sklepów, zwłaszcza te z długą tradycją, jak ekskluzywne centrum handlowe Stadsfeestzaal (istniejące od 1908 roku), którego ponowne otwarcie przed paroma laty przywróciło deptakowi status najdroższej ulicy handlowej w krajach Beneluxu. Także najbliższe okolice Meir zachęcają, by choćby na chwilę oddalić się od głównego traktu. Spotkać tu można ukwiecone placyki, liczne ogródki kawiarniane i restauracyjne, galerie sztuki, sklepiki z gustownymi pamiątkami oraz rodzinne cukiernie, specjalizujące się – jak na Belgię przystało – w najwyższej jakości wyrobach z czekolady. Jeśli szukamy biżuterii, najwięcej sklepów jubilerskich znajdziemy w okolicy dworca; tam także mieszczą się warsztaty obróbki diamentów.
W pobliżu miejsca, gdzie Meir rozdwaja się, przechodząc płynnie w dwie staromiejskie ulice: Eiermarkt i Schoenmarkt warto zwrócić uwagę na Boerentoren – monumentalny gmach zbudowany z okazji odbywającej się w Antwerpii w 1930 roku Wystawy Światowej. Wzniesiony w stylu art déco, był najwyższym drapaczem chmur przedwojennej Europy (87,5 m) – mierzył ponad 20 m więcej niż druga na liście warszawska siedziba Towarzystwa Ubezpieczeniowego Prudential.
Perłą starego miasta jest katedra NMP (Onze-Lieve-Vrouwekathedraal; wstęp: 4–6 €). Mimo że budowana była przez 170 lat (od 1352 roku), pierwotnych planów nigdy w pełni nie zrealizowano – ze względów finansowych z dwóch bliźniaczych wież udało się wznieść tylko jedną, o wysokości 123 m (najwyższa wieża kościelna w krajach Beneluxu). Cesarz Karol V twierdził, że wysublimowaną, ażurową konstrukcję świątyni należałoby – dla jej bezpieczeństwa – chronić pod szkłem, a Napoleon przyrównał ją do misternych koronek, z których wyrobu do dziś słyną flandryjskie miasta. W imponującym, siedmionawowym wnętrzu, mieszczącym niemal 30 tysięcy osób, nie można przeoczyć szczególnie pięknych witraży (jest ich łącznie 55) oraz trzech wielkoformatowych dzieł najsłynniejszego malarza w dziejach Antwerpii – Petera Paula Rubensa. Uwagę zwiedzających zwraca też całkiem współczesny, bo pochodzący z 2015 roku obiekt – złocona instalacja Jana Fabrego przedstawiająca człowieka unoszącego krzyż.
Jasna sylweta katedry oddalona jest zaledwie kilkadziesiąt metrów do Wielkiego Rynku (Grote Markt), którego ozdobę stanowi potężny, czterokondygnacyjny gmach ratusza (1561–1565), uznawanego za majstersztyk flamandzkiego renesansu. Mimo że obiekt trafił na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, niezmiennie pełni swą pierwotną funkcję – urzęduje tu burmistrz Antwerpii wraz z całą armią swoich współpracowników. Otaczające rynek kamienice pyszniące się bogactwem ozdób pozostają do dziś świadectwem potęgi działających w mieście gildii kupieckich i cechów rzemieślniczych. Warto też zwrócić uwagę na ustawioną przed ratuszem, pokrytą patyną fontannę z figurą Silviusa Brabo (1883), rzymskiego żołnierza, który miał uwolnić mieszkańców miasta od olbrzyma pobierającego myto za przekraczanie Skaldy. Na dowód swego bohaterskiego czynu Brabo dzierży w swej prawicy …odciętą dłoń olbrzyma. Przyjmuje się, że od nazwiska mitycznego bohatera wywodzi się nazwa prowincji na pograniczu Belgii i Holandii – Brabancji.
Nie więcej niż 200 m od rynku, nad Skaldą, wznosi się Het Steen – zbudowana na początku XIII wieku kamienna forteca, która chroniła główne źródło dobrobytu mieszkańców Antwerpii, czyli tutejszy port. Het Steen to zamek w pełnym tego słowa znaczeniu: z potężną bramą wjazdową, kamiennymi basztami i murami najeżonymi krenelażem. Na tyłach zabytku znajduje się długa promenada z ławkami i kawiarniami, z których – z dala od zgiełku miasta – można obserwować szare wody Skaldy, leniwie przelewające się w kierunku Morza Północnego. Swoją drogą na przeciwnym brzegu rzeki, kilkanaście kilometrów w prostej linii od starego miasta znajduje się …elektrownia atomowa Kerncentrale Doel, uruchomiona w 1975 roku.
Warto dodać, że zamek Het Steen był do niedawna siedzibą Museum aan de Stroom (dosłownie: Muzeum nad rzeką), jednak w 2011 roku placówka została przeniesiona do nowej siedziby (około 1 km na północ), która stała się już architektonicznym symbolem współczesnej Antwerpii. Muzeum, znane powszechnie pod skrótem MAS (wstęp: 10 €) to atrakcyjnie podana i doprawiona multimediami opowieść o historii miasta, życiu i śmierci jego mieszkańców oraz roli, jaką w dziejach Antwerpii pełniła rzeka i tutejszy port. Dodatkowo z platformy widokowej na 9. piętrze można podziwiać panoramę miasta. Miłośnicy awangardowej architektury powinni koniecznie udać się kolejne kilkaset metrów na północ, by obejrzeć biurowiec dyrekcji portu (Havenhuis), oddany do użytku zaledwie kilkanaście miesięcy temu. Przecząca prawom natury konstrukcja osadzona ponad starym gmachem dyrekcji jest jednym z ostatnich projektów słynnej brytyjskiej architekt – Zahy Hadid.
Przywodzący na myśl świątynie południowej Europy kościół św. Karola Boromeusza (1615–1621) to pamiątka czasów, gdy ziemie współczesnej Belgii znajdowały się pod okupację hiszpańską. Świątynia jezuitów, skądinąd znakomity przykład architektury wczesnobarokowej, była jednym z narzędzi przywracania mieszkańców Flandrii na łono kościoła rzymskiego: protestantów stawiano przed wyborem – musieli przejść na katolicyzm albo opuścić Antwerpię w ciągu czterech lat. Niestety, do dziś nie zachowało się 39 malowideł Rubensa pierwotnie zdobiących sufit świątyni ani obrazy Mistrza umieszczone w ołtarzu – spłonęły jeszcze w XVIII w. podczas pożaru wywołanego przez uderzenie pioruna.
Do najważniejszych świątyń miasta zaliczany jest także kościół św. Jakuba (nider. Sint-Jacobskerk, wstęp: 3 €), wzniesiony jako stacja dla pielgrzymów udających się do grobu apostoła Jakuba w hiszpańskim Santiago de Compostella. W ostatniej ćwierci XV wieku zapadła decyzja o rozbudowie kościoła, ale podobnie jak w przypadku katedry, budowniczych przerosły śmiałe plany. Konstrukcji nigdy nie zwieńczyła 150-metrowa wieża, a styl gotycki, w jakim gmach zaprojektowano, był w momencie zakończenia budowy nieaktualny już od paru pokoleń. Atutem świątyni są szlachetne proporcje i cenne barokowe wyposażenie, ale tym, co do kościoła przyciąga rzesze turystów, jest fakt, że właśnie tu pochowano Mistrza Rubensa.
Za jedną z większych atrakcji miasta uchodzi Aquatopia – ekspozycja ukazująca świat fauny i flory różnych habitatów wodnych (wstęp: 13,50 €, dzieci: 8,50 €), jednak może ona nieco rozczarować bywalców podobnych atrakcji – nie jest to obiekt imponujący pod względem skali, a przy tym pilnie wymagający remontu. Ambiwalentne odczucia mogą mieć także ci, którzy zdecydują się odwiedzić pobliski ogród zoologiczny (wstęp: 19–24 €), najstarszy w Belgii – otwarty w 1843 roku.
Nie będziemy natomiast rozczarowani, jeśli udamy się do Domu Rubensa (Rubenshuis, wstęp: 6–8 €). Peter Paul Rubens (1577–1640), znany między innymi jako piewca urody kobiet o kształtach bardziej niż obfitych, był nie tylko znakomitym malarzem, ale i dyplomatą – podczas licznych podróży po Europie za sowitą zapłatą reprezentował interesy europejskich dworów. Zmysł do biznesu miał przełożenie także w prowadzonej przez artystę szkole malarskiej. Realizowano w niej liczne zamówienia na kolejne „rubensy”, w których tworzeniu niemały udział mieli najzdolniejsi uczniowie Mistrza (należeli do nich m.in. Antoon Van Dyck i Jacob Jordaens) – jeden malował krajobraz w tle obrazu, inny ręce modela, jeszcze inny wiernie odtwarzał fakturę tkanin, z których uszyte były stroje portretowanych osób. Rubenshuis to nie klasyczna, onieśmielająca „świątynia sztuki”, ale – zgodnie z nazwą – dom (a w zasadzie dwie połączone ze sobą kamienice z ogrodem) majętnego, kochającego życie mieszkańca XVII-wiecznej Flandrii, z zachowanym wystrojem, tapiseriami, meblami z epoki, wyposażeniem kuchni oraz urządzeniami użytku codziennego o niekiedy zaskakującym przeznaczeniu.
W Antwerpii istnieje niewielkie Chinatown (tuż obok Aquatopii), są tu dzielnice zamieszkane przez arabskich, głównie marokańskich imigrantów (np. przedmieście Borgerhout), ale szczególne miejsce w społeczności miasta zajmują Żydzi, którzy opanowali tutejszy przemysł obróbki diamentów, a przy tym pozostają wierni ortodoksyjnemu judaizmu. Kwartały położone na południowy-wschód od dworca głównego (m.in. okolice ulicy Belgiëlei) są zamieszkane w większości przez chasydów. Na każdym kroku spotyka się tu mężczyzn w długich chałatach, z czarnymi kapeluszami na głowie lub – podczas sabatu – cylindrycznymi futrzanymi czapami oraz kobiety odziane w skromne szaro-czarne stroje, w większości noszące peruki (obowiązkowe w przypadku pań zamężnych). Niemal wszystkie dzieci żydowskie chodzą do judaistycznych szkół, funkcjonują tu religijne instytucje mniejszości żydowskiej, sklepy z odzieżą dla chasydów oraz żywnością koszerną.
Jeśli znajdziemy czas na choćby jednodniową wycieczkę poza Antwerpię, w niewielkim kraju, jakim jest Belgia, mamy do dyspozycji wiele alternatyw. Choć turyści najczęściej odwiedzają stolicę – Brukselę (e-Dentico nr 6(52)/2014) – oraz Brugię, zwaną Wenecją Północy, warto rozważyć wizytę w często pomijanej Gandawie (nider. Gent). Jedno z największych miast średniowiecznej Europy imponuje mnogością i skalą średniowiecznych budowli, zarówno sakralnych, jak i świeckich (np. zamek Gravensteen), a w tutejszej katedrze św. Bawona oglądać można bodaj najcenniejsze dzieło europejskiego malarstwa gotyckiego – poliptyk „Adoracja Mistycznego Baranka” pędzla Jana i Huberta van Eycków. By przekonać się o tym, że z perspektywy wody Gandawa prezentuje się nie tylko atrakcyjnie, ale wręcz magicznie, warto zdecydować się na dostępny za zaledwie kilka euro rejs kanałami zabytkowego centrum miasta.
Podobna odległość (55 km) dzieli Antwerpię od holenderskiej Bredy, sielankowego miasta z kameralną starówką i górującą nad nią strzelistą wieżą katedry kalwińskiej (Grote Kerk). Co istotne dla gości z Polski, Breda jest wręcz książkowym przykładem tego, z jakim pietyzmem można kultywować pamięć o tych, którzy wyzwolili miasto w 1944 roku – żołnierzach 1 Dywizji Pancernej pod dowództwem gen. Stanisława Maczka (generał, zmarły w Szkocji w 1994 roku, spoczął wśród swych podkomendnych na polskim cmentarzu wojennym przy ulicy Ettensebaan).
Przydatne adresy:
www.visitantwerpen.be (przewodnik turystyczny)
www.trivago.pl, www.booking.com (nocleg)
www.rubenshuis.be/en (Dom Rubensa)
www.velo-antwerpen.be/en (miejskie rowery)
www.belgianrail.be (koleje belgijskie)
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
EDUKACJA
PERYSKOP
PO GODZINACH
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
EDUKACJA
PERYSKOP
PO GODZINACH
Dawna stolica Królestwa Neapolu to kwintesencja południowych Włoch – hałaśliwa, ciasna, nieprzewidywalna, uboga, pogrążona w pozornym chaosie, w którym jednak mieszkańcy odnajdują się bez najmniejszego problemu. Od strony północno-wschodniej nad miastem góruje Wezuwiusz, a na kilkugodzinną wycieczkę można wybrać się stąd w tak atrakcyjne miejsca jak wyspa Capri czy malownicze Sorrento.
Do stolicy regionu Kampania dotrzeć można bezpośrednio samolotem linii Ryanair (z Gdańska, Krakowa, Modlina, Wrocławia), Wizz Air (z Katowic i Warszawy) lub Easy Jet (z Krakowa). Położone na wschodnim krańcu miasta lotnisko łączy ze śródmieściem (w tym z dworcem kolejowym Napoli Centrale) autobus linii Alibus kursujący – zależnie od pory dnia – co 10–30 min (bilet w jedną stronę 5 €).
Liczący obecnie niemal milion mieszkańców Neapol był na przełomie XVII–XVIII wieku najludniejszym, po Paryżu, miastem kontynentu europejskiego. Był też kwitnącym ośrodkiem kultury, miastem zamożnym, znakomicie prosperującym, co trudno sobie wyobrazić zważywszy na stan, w jakim znajduje się na początku wieku XXI.
„Zobaczyć Neapol i umrzeć” – te słowa zapisane przez Johanna Wolfganga Goethego były hołdem złożonym urodzie miasta i wrażeniu, jakie wówczas robiło na przyjezdnych. Dziś powtarzane są raczej z obawą, czy aby wizyta w stolicy Kampanii nie skończy się czymś nieprzewidzianym… Rzeczywiście, miasto nie cieszy się zbyt dobrą sławą. Nawet niektórzy Włosi (przede wszystkim ci z Północy) przestrzegają cudzoziemców przez wizytą w metropolii nad Zatoką Neapolitańską. Niepochlebna opinia o mieście jest po części uzasadniona, ale też do pewnego stopnia krzywdząca, ponieważ w Neapolu są również bezpieczne, wręcz ekskluzywne dzielnice, np. nadmorskie Posillipo oraz Chiaia czy też Vomero położone na otaczających centrum wzgórzach. Jednak niektóre rejony miasta są wręcz uderzająco ubogie, co budzić może u przyjezdnych przekonanie, że skoro jest biednie, to zapewne musi być też niebezpiecznie. O ile poważniejsze przestępstwa zdarzają się relatywnie rzadko, to drobne kradzieże są – niestety – zjawiskiem dość częstym. Jak wszędzie, najbardziej niebezpieczne są okolice dworców; można także paść ofiarą złodziei, którzy z cyrkową zwinnością przemieszczają się na skuterach ciasnymi uliczkami najstarszej części miasta. Nie poleca się samodzielnego odwiedzania nocą niektórych rejonów śródmieścia (np. Dzielnicy Hiszpańskiej). Przed kłopotami uchronić może też nieobnoszenie się z biżuterią czy cennymi gadżetami elektronicznymi. Podobnie jak na Sycylii, nie ma raczej zagrożenia ze strony tutejszej mafii. W orbicie jej zainteresowań pozostaje przede wszystkim lokalny biznes i polityka. Dzięki niejawnym powiązaniom roczne dochody neapolitańskiej Camorry oceniane są na gigantyczną kwotę 1 miliarda €, a przy tym wyrywanie torebek z rąk turystek to zadanie dla przestępców z zupełnie innej „ligi”.
Od niemal trzech dekad w Neapolu działa metro – jego trzy linie łączą poszczególne dzielnice miasta, którego topografię wyznaczają niezbyt sprzyjające warunki naturalne, głównie wzgórza opadające łagodnymi tarasami w kierunku Zatoki Neapolitańskiej. Chcąc poprawić nie najlepszy wizerunek miasta, zaprojektowanie wystroju czternastu stacji władze powierzyły uznanym artystom z różnych kontynentów. Bodaj najsłynniejszą z nich jest Toledo, położona 50 m pod powierzchni ziemi. Uznana kilka lat temu przez brytyjski Daily Telegraph za najpiękniejszą stację metra w Europie, Toledo odzwierciedla wzajemne przenikanie się światła i wody. Stacja Neapolis nawiązuje wystrojem do dziedzictwa miasta o tej samej nazwie, złożonego przez Greków w VIII w p.n.e., a przystanek Università, na której zastosowano jaskrawą, kontrastową kolorystykę, to swego rodzaju galeria sztuki współczesnej. Jednorazowy bilet na przejazd komunikacją miejską w Neapolu kosztuje 1,10 €, bilet całodzienny – 4,50 €. Bilet jednorazowy zachowuje ważność przez 100 minut i umożliwia przesiadki (także na inne środki lokomocji), pod warunkiem, że trasa nie prowadzi z powrotem w kierunku miejsca rozpoczęcia podróży. Warto wiedzieć, że pełnoprawnym środkiem komunikacji w mieście jest kolej linowo-terenowa (funicolare), której kilka linii łączy śródmieście z wyżej położonymi dzielnicami. Przykładowo kolejką Centrale z przystanku końcowego przy via Toledo dojechać można w okolice zamku Sant’Elmo (wstęp 5 €). Warownia ta sprawia surrealistyczne wrażenie, jak obiekt przeniesiony z obrazu René Magritte’a: z ogromnej bryły piaskowca wyrasta zamczysko w formie tak oszczędnej, by nie rzec – szczątkowej (bez rozczłonkowanych form, niemal bez otworów okiennych), że zdaje się stanowić jedność ze skałą. Wnętrza XIV-wiecznej fortecy nie są udostępnione do zwiedzania, ale z jej szczytu rozpościera się najpiękniejszy widok na całe miasto, Zatokę Neapolitańską oraz masywy górskie, w tym Wezuwiusz (1281 m n.p.m.). Na platformę widokową na koronie murów dostać się można szerokim podejściem przeznaczonym niegdyś dla jeźdźców i powozów.
Najważniejszą handlową ulicę miasta – wspomnianą via Toledo – zamyka od strony południowej plac Plebiscytowy. Nazwa głównego miejskiego placu upamiętnia fakt przystąpienia w 1860 roku ówczesnego Królestwa Obojga Sycylii do powstającego państwa włoskiego. Na ogromnym i pustawym (zamkniętym dla ruchu kołowego) placu uwagę zwraca ozdobiony szeroką kolumnadą klasycystyczny kościół San Francesco di Paola z I połowy XIX wieku, którego projekt wprost nawiązuje do rzymskiego Panteonu. Przed świątynią ustawiono konne posągi władców Neapolu z dynastii Burbonów: Karola VII oraz Ferdynanda IV, które wyszły spod dłuta najwybitniejszego rzeźbiarza epoki klasycyzmu – Antonia Canovy.
Wschodnią pierzeję Placu Plebiscytowego zajmuje szeroka, trzykondygnacyjna fasada pałacu królewskiego. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się on opuszczony, część pomieszczeń jest udostępniona do zwiedzania (bilety 4 €, audioprzewodniki w kilku językach – dodatkowo 2,50 €). Na gości czeka 30 położonych na parterze reprezentacyjnych sal z zachowanym wystrojem z XVII–XIX wieku, w tym Sala Tronowa, a także królewska kaplica oraz teatr pałacowy – Teatrino di corte z 1768 roku. Częścią obszernego kompleksu (obejmującego kilka dziedzińców) jest Teatro San Carlo (zwiedzanie 7 €). Wzniesiony w 1737 roku gmach jest najstarszym wciąż czynnym teatrem operowym na świecie. Jest to zarazem największy obiekt teatralny w kraju – liczba miejsc (obecnie znacznie ograniczona) wynosiła pierwotnie 3285. W pałacu działa także Biblioteka Narodowa, w której zgromadzono m.in. 1800 papirusów z Herkulanum oraz Biblię koptyjską z V wieku.
Niemal na tyłach pałacu, nad brzegiem Morza Tyrreńskiego, uwagę zwraca starsza siedziba monarsza. Castel Nuovo (Nowy Zamek) zbudowany został w związku z przeniesieniem stolicy Sycylii z Palermo do Neapolu. Nastąpiło to w 1282 roku w konsekwencji tzw. „nieszporów sycylijskich” – powstania przeciwko drakońskim metodom rządów Francuzów na wyspie. Ówczesny król, Karol Andegaweński, zachował władzę, ale musiał opuścić Sycylię. Wzniesiona przez francuskich architektów siedziba królewska to zwarta bryła z czterema cylindrycznymi wieżami w narożach, zwieńczonymi blankami. Od pociemniałej sylwety zamku wyraźnie odcina się pobielana, bogato zdobiona elementami rzeźbiarskimi renesansowa brama (1454–1467), wciśnięta pomiędzy dwa donżony. W zamku działa muzeum (wstęp 5 €), które obejmuje sale reprezentacyjne, zbrojownię, Kaplicę Palatyńską oraz podziemia.
Charakterystycznym obiektem jest pobliska neorenesansowa Galleria Umberto I, łudząco podobna do starszej o kilkanaście lat Galleria Vittorio Emanuele II w Mediolanie. Wzniesiona między 1887 a 1891 rokiem, była pierwszą realizacją w ramach tzw. risanamento – planu porządkowania przestrzeni publicznej w kilku miastach zjednoczonych Włoch. Założenie o czterech strzydłach nakrywa imponująca kopuła ze stali i szkła o wysokości 56 m. Zgodnie z przeznaczeniem w pasażu działa wiele firm, kawiarni, restauracji oraz sklepów, choć w większości nie tak luksusowych jak w mediolańskiej galerii.
Nieco na uboczu śródmieścia pozostaje obecnie Centro Storico, czyli stare miasto. To labirynt wąskich uliczek wypełnionych ciasną zabudową, poprzetykaną fasadami licznych tu, głównie barokowych kościołów. Warto odwiedzić katedrę (Duomo lub Cattedrale di San Gennaro), gotycką budowlę z końca XIII wieku, wzniesioną na rzymskich fundamentach. Ze świątynią nierozerwalnie związany jest kult jej patrona, św. Januarego (około 270–305), oraz tzw. cud krwi świętego – powiada się, że przechowywana w szklanej fiolce krew Januarego kilka razy w roku przechodzi w stan płynny. Jeśli zjawisko to – bacznie śledzone przez neapolitańczyków – nie nastąpi, przyjmuje się to za zły omen dla miasta. Warto zajrzeć do Muzeum Skarbca św. Januarego (wstęp 6 €) – powiada się, że złożone tam precjoza (dary papieży, cesarzy, królów, ludzi sławnych, ale i zupełnie anonimowych) mają większą wartość materialną niż klejnoty koronne Wielkiej Brytanii. Z kolei za niepozorną fasadą kościoła jezuitów (Gesù Nuovo) kryje się barokowy przepych okraszony działami sztuki na najwyższym światowym poziomie. Wydłużony plac o tej samej nazwie, przy którym stoi świątynia, to wieczorem jedno z najpopularniejszych miejsc spotkań neapolitańskiej młodzieży. Widoczna z placu surowa gotycka fasada należy do bazyliki Santa Chiara, która jest częścią opactwa klarysek z początku XIV wieku. Warto zajrzeć na dziedziniec klasztorny, gdzie podziwiać można jeden ze słynniejszych zabytków Neapolu – kolumny pokryte rokokową majoliką o motywach roślinnych (1742). Niezwykłym miejscem na starym mieście jest też pełna dzieł dawnej sztuki rzeźbiarskiej Cappella Sansevero, kaplica zamieniona obecnie na muzeum (wstęp 7 €). Trzeba jednak przyznać, że większość zwiedzających przybywa w to miejsce ze względu na jedno dzieło – marmurową postać Chrystusa zdjętego z krzyża, przykrytą cienkim całunem, dzieło neapolitańczyka Giuseppe Sanmartino. Ciekawostką z pogranicza sztuki i medycyny są wykonane z wosku, metalu i jedwabiu XVIII-wieczne macchine anatomiche – modele anatomiczne ukazujące układ krwionośny człowieka.
Spacerując wąskimi ulicami starego Neapolu można odnieść wrażenie, że wszyscy tu pracują w gastronomii, trudnią się handlem na wszechobecnych straganach z pamiątkami lub tandetą za kilka euro albo też prowadzą inne, duże bardziej podejrzane interesy. Specyficznym rejonem miasta jest staromiejska Quartieri Spagnoli (Dzielnica Hiszpańska), najgęściej zaludniona dzielnica Neapolu. To rejon, w którym od XVI wieku stacjonowali żołnierze, sprowadzeni do Neapolu, by dławić w zarodku powtarzające się bunty przeciwko władzy hiszpańskich Habsburgów. Co oczywiste, żołnierzom nie stworzono komfortowych warunków do życia, a gdy wyprowadzono wojsko z miasta, jego miejsce zajęli najubożsi neapolitańczycy, I tak pozostało do dziś. Ponieważ metraż większości tutejszych mieszkań jest daleki od przyjętych w Europie standardów, życie Dzielnicy Hiszpańskiej w dużej mierze toczy się wprost na ulicy: na niej odbywają się wieczorne spotkania sąsiadów, zakupy wciąga się w koszu wprost z położonego na parterze zaprzyjaźnionego sklepiku, a dzieci – niemal dosłownie – wychowuje ulica.
Niezapomnianych wrażeń dostarcza zwiedzanie położonych na północy miasta katakumb św. Januarego (Catacombe di San Gennaro) wydrążonych w II–IV wieku w miękkim tufie wulkanicznym. Zwane także „Doliną Zmarłych”, przez setki lat były one miejscem pochówku tysięcy neapolitańczyków, w tym lokalnych biskupów. Wizyta w katakumbach poszerza wiedzę o rodzajach pochówków stosowanych przed wiekami, umożliwia też podziwianie przykładów malarstwa naściennego i mozaik pochodzących z epoki wczesnochrześcijańskiej. Warto wspomnieć, że podczas II wojny światowej podziemne korytarze służyły ludności cywilnej jako schrony przeciwlotnicze. Wejście do katakumb (wstęp 9 €) znajduje się obok bazyliki Madre del Buon Consiglio.
Neapol jest tradycyjnie uznawany za światową stolicę pizzy. Przed ponad 150 laty lokalny kucharz Raffaele Esposito stworzył placek, który miał upamiętnić utworzenie Królestwa Włoch. Prosta pizza, której nadano kolory włoskiej flagi: zielony (bazylia), biały (mozzarella z mleka bawolic) oraz czerwony (sos z pomidorów San Marzano) została nazwana imieniem małżonki króla Umberto I – Margherity (Małgorzaty Sabaudzkiej). Miejscem najbardziej obleganym przez turystów chcących spróbować neapolitańskiego specjału jest L’Antica Pizzeria da Michele, w której w przeboju kinowym „Jedz, módl się, kochaj” (2010) stołowała się Julia Roberts, niemniej nie będziemy rozczarowani pizzą podawaną w większości lokali w mieście, także tych zupełnie niepozornych. Naszym wyborem może być choćby świeżo upieczona i umiejętnie złożona na cztery margherita za 2,50 €, podawana w papierze wprost do ręki.
Neapol w pierwszej połowie lutego 2018 roku to miasto pełne dobrych emocji, przygotowujące się do Walentynek, o czym świadczą stragany pełne balonów w kształcie serca oraz drobiazgów, które mogą być prezentem dla ukochanej osoby. Niemal fanatycznie kocha się tu piłkę nożną – przy jednej ze staromiejskich uliczek oglądać można „kapliczkę” z włosem najbardziej ukochanego piłkarza w historii klubu Napoli – Diego Maradony. Neapolitańczycy kochają dobre jedzenie i wino, niezmiennie wyrażają też głębokie przywiązanie do katolicyzmu. Ale Neapol Anno Domini 2018 to także (podobnie jak inne włoskie metropolie) miasto pod specjalną ochroną. Na głównych ulicach i placach oraz w okolicy dworców kolejowych obecni są carabinieri i funkcjonariusze innych służb wyposażeni w broń ostrą – na wypadek zamachu terrorystycznego czy innych prób zakłócenia porządku.
W bezpośrednim sąsiedztwie Neapolu znajdują się dwa stanowiska archeologiczne zaliczane do największych atrakcji turystycznych Włoch – Pompeje oraz Herkulanum. Pogrzebane podczas wybuchu Wezuwiusza w 79 r. n.e., obydwa miasta zachowały się w prawie nienaruszonym stanie dzięki konserwującym właściwościom popiołu wulkanicznego. Obok imponujących budowli miejskich podziwiać w nich można całe ulice oraz wille zamożnych obywateli miasta, w tym wiele ze szczególnie pięknymi mozaikami i malowidłami ściennymi. Warto wspomnieć, że odkrycie Pompejów w 1748 roku i prowadzone przez kolejne dziesięciolecia prace archeologiczne walnie przyczyniły się do pojawienia się w europejskiej architekturze i sztuce klasycyzmu – stylu wprost odwołującego się do rzymsko-helleńskiego antyku. Wstęp do Parco Archeologico di Pompei to koszt 13 €; w przypadku mniej obleganego przez turystów Herkulanum – 11 €. Jeśli nie dysponujemy autem, możemy skorzystać z usług firmy przewozowej Circumvesuviana, której pociągi (linia Neapol–Sorrento) odjeżdżają do stanowisk archeologicznych z dworców Napoli Porta Nolana i Napoli Centrale. Znaczną część artefaktów z obu antycznych miast oraz paru innych stanowisk u podnóża Wezuwiusza podziwiać można w Narodowym Muzeum Archeologicznym na starym mieście w Neapolu (wstęp 12 €, audioprzewodniki w kilku językach 5 €; muzeum nieczynne jest we wtorki).
Miłośnikom pięknych krajobrazów polecić można wizytę w niezwykle malowniczych miasteczkach na oddalonym o godzinę jazdy półwyspie Sorrentyńskim – w Sorrento, Amalfi oraz Positano. Opadające stromymi tarasami w kierunku morza miejscowości z zadbaną zabudową o pastelowej kolorystyce przez cały rok odwiedzane są przez rzesze turystów. Zresztą podobną rolę rejon ten pełnił już w antyku – przyciągając w te okolice zamożnych mieszkańców Rzymu.
Równie popularną destynacją w Zatoce Neapolitańskiej jest niewielka wysepka Capri, uznawana za najdroższą wyspę Europy. Na szczęście niezwykłe widoki na Capri pozostają bezpłatne, a piękno natury (skały Faraglioni, Lazurowa Grota, Zielona Grota itd.) przeważa w tym miejscu nad urodą dzieł stworzonych ręką człowieka. Z portu pasażerskiego w Neapolu na Capri dopłynąć można w mniej niż godzinę, a cena rejsu w jedną stronę (zależnie od przewoźnika i rodzaju promu) wynosi 15–30 €.
Jeśli lubimy być zaskakiwani, powinniśmy udać się w miejsce Polakom niemal nieznane, a ze wszech miar godne uwagi. Nie Wersal, nie Buckingham Palace, nie wiedeńskie rezydencje Habsburgów; największym pałacem królewskim na świecie jest Palazzo Reale di Caserta. Chcąc uniknąć zagrożeń naturalnych (Wezuwiusz) oraz ze strony wrogów (nadmorskie położenie Neapolu), Karol VII zarządził budowę nowej rezydencji królewskiej (1752–1780) w położonym 30 km na północ od stolicy miasteczku Caserta. Pałac, niestety coraz bardziej niszczejący, stanowił tło kilkunastu produkcji filmowych: kręcono tu sceny m.in. do „Aniołów i demonów” (wg Dana Browna), „Mission Impossible III”, epizody dwóch części „Wojen Gwiezdnych”, a także najnowszy, jeszcze nieukończony obraz Stevena Spielberga „Porwanie Edgarda Mortary”. Zwiedzanie monumentalnych barokowych wnętrz oraz 120-hektarowego ogrodu pałacowego w stylu włoskim i angielskim, z imponującymi kaskadami wodnymi i fontannami to łączny koszt 13 €.
Przydatne adresy:
www.ryanair.com, www.wizzair.com, easyjet.com (lot)
www.trivago.pl, www.booking.com (nocleg)
www.visitnaples.eu/en (przewodnik turystyczny w języku angielskim)
www.pompeiisites.org (przewodnik po stanowiskach archeologicznych)
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
EDUKACJA
PERYSKOP
PO GODZINACH
MISTRZOWIE STOMATOLOGII
PRAKTYKA
EDUKACJA
PERYSKOP
PO GODZINACH
Dawna metropolia Jugosławii pozostaje dziś stolicą zaledwie siedmiomilionowej Serbii. Od lat kraj rozdarty jest między wolę wstąpienia do Unii Europejskiej, silne tendencje nacjonalistyczne, a nawet ideę …przyłączenia się do Rosji, co jest dowodem dotykającej społeczeństwo zbiorowej konfuzji po traumie wojny domowej w byłej Jugosławii. Lekiem na ten stan wydaje się być naturalna skłonność Serbów do wyrażania radości życia, co przejawia się m.in. w celebrowaniu spotkań z przyjaciółmi, umiłowaniu tradycyjnej bałkańskiej muzyki oraz lubowaniu sięw mocnych trunkach.
Codzienne loty ze stołecznego lotniska im. Chopina do Belgradu (serb. Београд, Beograd) ma w swojej ofercie narodowy przewoźnik – PLL LOT. Jeśli jednak preferujemy podróż samochodem, musimy zaopatrzyć się w winiety na przejazd przez Słowację (10 € na 10 dni) oraz Węgry (2975 forintów, czyli także równowartość około 10 € na tydzień). Mimo znacznej odległości (ponad 1200 km z Warszawy, poniżej 800 km w Krakowa), przejazd do stolicy Serbii nie stanowi dużego problemu, przede wszystkim ze względu na niezłą jakość dróg. Wciąż nowoczesna sieć autostrad we wspomnianych państwach Grupy Wyszehradzkiej prezentuje się całkiem dobrze; bardziej wysłużona jest dwupasmowa ekspresówka prowadząca od węgierskiej granicy (przejście graniczne Szeged/Horgoš) do stolicy Serbii (płatność w punktach poboru opłat – około 6 € za 100 km). Choć Serbia jest poza Unią Europejską, obywatele naszego kraju do przekroczenia granicy nie potrzebują wizy, nie jest też niezbędny paszport – wystarczy legitymować się polskim dowodem osobistym.
Wjazd do Belgradu (1,2 mln mieszkańców) uświadamia nam jak duży dystans dzieli obecnie Serbię i jej stolicę do krajów unijnych, choćby takich jak Polska, które przed transformacją ustrojową startowały z niższego poziomu. Przy widocznych niemal na każdym kroku w Warszawie korzystnych zmianach w krajobrazie miasta i jego infrastrukturze, Belgrad sprawia wrażenie miasta wyraźnie niedoinwestowanego. Co prawda w ostatnich latach sytuacja pod tym względem nieco się zmienia, ale brak pewności co do politycznej przyszłości Serbii skutecznie studzi zapał zagranicznych inwestorów, by nad Dunajem i Sawą ulokować naprawdę duże pieniądze. Dlatego w panoramie miasta wciąż nie dominują np. biurowce ze stali i szkła, ale poszarzałe wieżowce mieszkalne z lat 60. i 70. oraz pokryte patyną kopuły XIX-wiecznych cerkwi.
Belgrad (czyli „Białe Miasto”) ma długą, sięgającą starożytności historię. Dawna celtycka osada o nazwie Singidūn została przekształcona w I wieku p.n.e. w rzymskie miasto w granicach prowincji Górna Mezja. Po podziale cesarstwa ówczesne Singidunum podlegało Bizancjum, a następnie było zajmowane przez kolejne plemiona napierających od wschodu Słowian. Po trzech wiekach zależności od Węgier, Belgrad został w 1521 roku zdobyty przez Turków, co z jednej strony wiązało się z powtarzającymi się aktami terroru wobec ludności słowiańskiej (po zdobyciu miasta całą chrześcijańską ludność uprowadzono do Stambułu), z drugiej zaś z rozwojem miasta – dość powiedzieć, że w XVII wieku Belgrad liczył około 100 tys. mieszkańców, co czyniło go największym – po Stambule – miastem Imperium Osmańskiego. Po serii powstań narodowowyzwoleńczych Turcy ostatecznie opuścili miasto w 1869 roku, niestety zostawiając za sobą zgliszcza. Z tego względu stolica Serbii nie jest swego rodzaju księgą, z której można uczyć się historii architektury, jak w przypadku Rzymu, Wiednia czy Pragi. Zdewastowane przez Turków miasto wymagało w zasadzie zbudowania na nowo. Nie może więc dziwić fakt, że w centrum Belgradu dominuje zabudowa z przełomu XIX-XX wieku, a także – często znakomite – przykłady modernistycznej architektury okresu międzywojnia.
Za najciekawszy zakątek miasta należy uznać rozległy obszar (66 hektarów) tutejszej twierdzy, znanej do dziś pod turecką nazwą Kalemegdan. Jej położenie nie jest przypadkowe – stanęła na wysokim klifie ponad miejscem, w którym Sawa zasila wody Dunaju. Strategiczną lokalizację docenili Celtowie, Rzymianie (stacjonował tu IV Legion Flawiusza), Bizantyjczycy, Serbowie, Turcy oraz Austriacy – wszyscy pozostawili w tym miejscu swój ślad. Jak zbadali historycy, w obrębie Kalemegdanu rozegranych zostało 115 bitew, a sama twierdza była niszczona około 40 razy. Jest to prawdziwe miasto
w mieście – na terenie kompleksu oglądać można m.in. pozostałości rzymskiego castrum, w tym studnię o głębokości 35 m, oraz ruiny XV-wiecznej twierdzy serbskiego władcy Stefana Lazarevicia z częściowo zachowanymi bastionami, bramami i basztami (m.in. Nebojsa, Jakšicia i Wschodnią – w tej ostatniej mieści się obecnie obserwatorium astronomiczne). Charakterystyczne dwa
przysadziste donżony z blankowaniem oraz wciśniętym między nie wejściem bramnym to Brama Więzienna z połowy XV wieku. Barokowe bramy: Karola VI i Leopolda oraz pobielana, najwyższa w kompleksie Wieża zegarowa (1740–1789) pochodzą z krótkiego okresu, gdy Belgrad znajdował się pod panowaniem austriackim. Z kolei urokliwe cerkwie pod wezwaniem NMP oraz św. Petki, choć nawiązują do tradycji architektonicznej środkowych Bałkanów, pochodzą – odpowiednio – z XIX oraz XX wieku. Pamiątką epoki tureckiej jest nakryty kopułą budynek XIX-wiecznej łaźni oraz mauzoleum wielkiego wezyra Damata Alego Paszy z 1784 roku. Miłośników militariów może zainteresować Muzeum Wojska (wstęp 200 dinarów, czyli równowartość 7 zł), zlokalizowane w południowo-wschodnim bastionie. Dokumentuje ono 2000 lat historii tych ziem z perspektywy wojskowej. Poza murami placówki podziwiać można duże obiekty muzealne, pochodzące głównie z okresu II wojny światowej (czołgi, pojazdy opancerzone itp.), a także… amerykański wielozadaniowy pojazd HMMWV, zdobyty w 1999 roku podczas wojny w Kosowie. W pobliżu na zwolenników silnych wrażeń czeka także nieco mroczne Muzeum Średniowiecznych Tortur (wstęp: 300 dinarów, czyli około 11 zł).
Jednym z bardziej rozpoznawalnych symboli Belgradu jest Pobiednik (Zwycięzca) – osadzony na smukłej kolumnie pomnik przedstawiający postać mężczyzny wspartą na mieczu, z sokołem w lewej dłoni. Ustawiony w 1928 roku ponad miejscem, w którym Sawa wpada do Dunaju, pomnik upamiętnia zwycięstwa Serbów nad Turkami, Austriakami oraz Austro-Węgrami w czasie I wojny światowej.
Kalemegdan obejmuje ponadto ogród zoologiczny (otwarty w 1936 roku), tereny zielone (największy park stolicy), restauracje, obiekty sportowe (np. korty tenisowe). Mieszkańcy Belgradu doceniają magię tego miejsca – w ciepłe wieczory dziesiątki zakochanych par podziwiają spektakularne zachody słońca nad Dunajem i Sawą.
Warto zauważyć, że ze względu na klif (125 m wysokości) zajmowany przez twierdzę, spacer ulicami śródmieścia Belgradu nierzadko wiąże się z koniecznością wchodzenia pod górę lub schodzenia w dół. U stóp twierdzy rozwinęło się współczesne miasto z szachownicą ulic, których patronami są w większości serbscy monarchowie i wodzowie. Tu znajduje się śródmiejski deptak handlowy, a zarazem najważniejszy „salon” stolicy – ulica Kneza Mihaila. Jej usytuowanie nie jest przypadkowe – dokładnie w tym miejscu przed niemal 2000 lat przebiegał główny trakt rzymskiego Singidunum. Kilometrowej długości deptak z zadbaną eklektyczną zabudową wypełniają latem ogródki licznych tu restauracji i kawiarenek. Muzycy starają się skraść uwagę przechodniów, a uliczni artyści oferują akwarelowe widoczki Belgradu oraz idealizowane, rysowane węglem portrety turystów. A ponieważ jesteśmy na Bałkanach, jak na południe Europy przystało, życie rozkwita tu wieczorami…
Od strony południowej ulicę Kneza Mihaila zamyka Plac Republiki (Trg Republike) z charakterystycznym gmachem Teatru Narodowego. Budowla z dwiema wieżami flankującymi fasadę swoją obecną formę zawdzięcza przebudowie w duchu historyzmu na początku XX wieku. Stojący obok budynek w kolorystyce kremu i różu to siedziba Muzeum Narodowego, obecnie poddawana remontowi. Przed gmachem ustawiony jest konny pomnik Michała Obrenovicia (patrona deptaku) – władcy Serbii, a razem bohatera okresu odzyskania przez kraj niepodległości. Monument księcia Michała to nie tylko punkt orientacyjny i ulubione miejsce spotkań belgradzkiej młodzieży, ale też lokalizacja częstych i przebiegających nie zawsze pokojowo wieców politycznych.
Blisko stąd do jednego z najbardziej urokliwych zakątków historycznej części miasta. Maleńka Skadarlija to namiastka paryskiego Montmartre’u lub – w mniejszym stopniu – krakowskiego Kazimierza. Niezwykłość tego miejsca polega na tym, że z serca dużej współczesnej metropolii trafiamy wprost do …małego miasteczka, niemal z innej czasoprzestrzeni. Ten fragment śródmieścia oparł się szeroko zakrojonym pracom budowlanym sprzed stu lat, gdy Belgrad stał się stolicą zjednoczonej Jugosławii – dużą część zabudowy stanowią parterowe domki, a uliczki wyłożone są „kocimi łbami”. Jak na belgradzki Montmartre przystało, w Skadarliji działają pracownie artystów i niewielkie galeryjki, jest sporo ogródków kawiarnianych oraz kultowe restauracje, takie jak Tri šešira, Dva bela goluba czy Dva jelena, gdzie spróbować można dań kuchni bałkańskiej, a wieczorami posłuchać tradycyjnej muzyki na żywo.
Być może najbardziej imponującym obiektem sakralnym stolicy jest usytuowana w śródmieściu cerkiew św. Sawy, jedna z największych budowli prawosławia na świecie. Obiekt upamiętnia św. Sawę (a w zasadzie Rastko Nemanjicia), żyjącego na przełomie XII–XIII stulecia serbskiego księcia, a zarazem mnicha, prawnika oraz dyplomatę. Świątynia ma 79 m wysokości, przy czym tyle mierzy nie wieża, ale kopuła nakrywająca potężny gmach. Budowę cerkwi rozpoczęto w 1935 roku (w miejscu starszej, spalonej przez Turków cztery wieki wcześniej), ale prace budowlane trwają …po dziś dzień. Funkcję katedry prawosławnej pełni natomiast neobarokowy sobór św. Michała Archanioła (1837–1845), w którym odbywały się koronacje carów odrodzonej Serbii i złożone zostały szczątki wielu władców kraju, poczynając od żyjącego w XIV stuleciu cara i świętego – Stefana Uroša V. Położony naprzeciw gmach to siedziba prawosławnego patriarchy Serbii.
Jak wspomniano, dawny turecki Belgrad zniknął niemal bez śladu – z ponad 200 istniejących niegdyś świątyń i szkół koranicznych do dziś zachował się tylko jeden meczet: Bajrakli (serb. Bajrakli džamija). Kryta kopułą niezbyt duża kamienno-ceglana budowla ze smukłym minaretem została wzniesiona w latach 1660–1688. W XVIII wieku (pod rządami austriackimi) była dwukrotnie zamieniana na kościół katolicki, ostatecznie jednak przywrócono ją do pierwotnych funkcji – służy obecnie islamskiej (głównie bośniackiej) populacji miasta. By dotrzeć do meczetu z twierdzy Kalemegdan, należy minąć ulicę… Tadeuša Košćuška i przejść około 100 m ulicą Gospodara Jevremova.
Zwracająca uwagę swym rozmiarem, dostojna budowla na placu Nikole Pašića to siedziba Narodnej Skupštiny, czyli parlementu Serbii. Ze względu na architekturę odwołującą się do stylów historycznych (wysoka neobarokowa kopuła), obiekt sprawia wrażenie starszego, ale powstał w wieku XX – pierwsza sesja paralementu Królestwa Jugosławii odbyła się na tym miejscu w 1936 roku.
Placówką muzealną, która może zainteresować gości z zagranicy jest Muzeum Nikoli Tesli (ul. Krunska 51). Tesla (1856–1943), Serb urodzony na terenie Chorwacji, który większość życia spędził w USA, należy do grona największych wynalazców w historii świata. Wśród około 300 patentów zawdzięczamy mu takie urządzenia, jak silnik elektryczny, bateria słoneczna, transformator rezonansowy, dynamo rowerowe. Także jemu ostatecznie, po głośnym procesie przed amerykańskim sądem, przypisano wynalazek radia. Koncepcje Tesli tak dalece wyprzedzały epokę, w której żył, że przez ostatnie lata pozostawał pod obserwacją agentów FBI. W muzeum (wstęp 300 dinarów, czyli około 11 zł) można oglądać pamiątki osobiste po „bałkańskim Vincim”, książki, fotografie, dokumenty, plany i modele jego wynalazków, a także urnę z prochami naukowca. Prezentacje wynalazków Tesli dostępne są tylko dla grup po uprzedniej rezerwacji.
Ciekawostką innego rodzaju są pozostawione w ścisłym centrum Belgradu …ruiny rządowych budowli, które zostały zbombardowane w 1998 roku przez lotnictwo NATO w trakcie wojny w Kosowie. Między innymi w sąsiedztwie ambasady RP, przy reprezentacyjnej ulicy Kneza Miloša, znajduje się częściowo zburzony kompleks jugosłowiańskiego Sztabu Generalnego. Można przypuszczać, że strona serbska czeka na odpowiedni moment, by uzyskać odszkodowanie od Sojuszu Północnoatlantyckiego za straty poniesione przed dwiema dekadami.
Na południe od ścisłego centrum stolicy (w dzielnicy Dedinje), w otoczeniu rozległego parku, znajduje się dawna siedziba carów Jugosławii. Kompleks obejmuje m.in. wzniesiony w stylu serbsko-bizantyjskim Pałac Królewski (1924–1929) oraz o kilka lat młodszy Biały Pałac, którego lokatorami byli carscy synowie. Co ciekawe, mimo że monarchia została obalona w 1945 roku, pałace są ponownie rezydencją członków rodu Karadżordżeviców, w tym następcy tronu Serbii – księcia Aleksandra II. Z tego względu zwiedzanie obu obiektów podlega pewnym ograniczeniom – dostępne są w środy, soboty i niedziele dla grup liczących od 15 do 50 osób. Bilet wstępu (zwiedzanie pałaców z przewodnikiem trwające około 2 godzin) to koszt 650 dinarów, czyli około 24 zł. W obiektach, poza oryginalnymi wnętrzami, podziwiać można cenne meble, zbiory porcelany oraz kolekcję malarstwa twórców europejskich (w tym prace Rembrandta, Breughla, Canaletta, Poussina).
Pamiątką po rodzinie panującej jest również położona w śródmieściu stolicy (ul. Kneza Sime Markovica 8) rezydencja księżnej Ljubicy z 1831 roku (wstęp 100 dinarów, czyli mniej niż 4 zł). Dobrze zachowane wnętrza tego pałacyku to swego rodzaju przegląd stylów obowiązujących w architekturze europejskiej i sztukach dekoracyjnych XIX wieku (m.in. biedermeier, neobarok, neorokoko, styl orientalny).
Charakterystycznym budynkiem w ścisłym centrum Belgradu jest Palata Albanija – modernistyczny gmach ukończony w 1939 roku. „Pałac” uznawany jest za belgradzki „punkt zero” – od niego mierzone są odległości w całym mieście i kraju. Ten niegdyś najwyższy drapacz chmur na Bałkanach (53 m wysokości, 13 pięter) szczęśliwie przetrwał bombardowania hitlerowskie i alianckie w okresie II wojny światowej. Ciekawostką jest fakt, że podczas kopania głębokich na trzy kondygnacje fundamentów znaleziono kompletny szkielet mamuta. Notabene za względu na brak odpowiednich do tego celu maszyn, kopanie fundamentów pod gmach i wywożenie ziemi z placu budowy powierzono …Kałmukom. Pół tysiąca przedstawicieli tego mongolskiego narodu osiedliło się Serbii, uchodząc z rewolucyjnej Rosji.
Za najbardziej spektakularny obiekt współczesnej architektury należy uznać most na Adi (2008–2012) rozwieszony ponad półwyspem Ada Ciganlija na rzece Sawie. Most, z dwoma pylonami wznoszącymi się na wysokość 200 m, łączy najludniejsze dzielnice-sypialnie stolicy: Novi Beograd oraz Čukaricę. Nie mniej imponujący był koszt budowy przeprawy, mianowicie równowartość
1,8 mld zł.
Warszawa ma swoje – coraz popularniejsze – bulwary wiślane, a Belgrad w pogodne wieczory oddaje się chilloutowi na wspomnianym półwyspie Ada Ciganlija. Miejsce to przyciąga plażowiczów (plaże – niestety, kamieniste), miłośników sportów wodnych i tych, które z wodą nie mają wiele wspólnego (siatkówka, koszykówka, tenis, jazda na rowerze, skoki na bunjee). Tak jest za dnia, z kolei wieczorem i nocą popularna Ada słynie z bodaj najgłośniejszych imprez w znajdujących się tu klubach (kawiarni, pubów i klubów w tej okolicy działa około setki). Zresztą dla niektórych gości z zagranicy to właśnie scena klubowa jest największym atutem Belgradu. Trzeba przyznać, że mimo wszelkich niedostatków i pauperyzacji społeczeństwa (siła nabywcza statystycznego obywatela stolicy jest o 50% niższa niż w Warszawie), Belgrad bawi się i celebruje życie. Można odnieść wrażenie, że w letnie wieczory wszyscy mieszkańcy stolicy opuszczają swoje mieszkania, by czas spędzić w towarzystwie rodziny czy przyjaciół. Młodzi belgradczycy na powitanie pozdrawiają się włoskim ciao!, cafe-restauracje wypełniają się głośnymi rozmowami, szerokim strumieniem leją się wina z regionów środkowej Serbii (np. Prokupac, Rajkovic, Budimir) oraz popularne piwa Lav (Lew) i Jelen (Jeleń), a nad głowami biesiadników unosi się woń grillowanych mięsnych potraw, takich jak pljeskavice czy ćevapčići. Ci, którzy w środku nocy odczuwają głód, mogą udać się do …całodobowych piekarni, w których można kupić świeże wypieki, w tym różne odmiany znanego na niemal całych Bałkanach burka – tłustego placka z ciasta francuskiego, z nadzieniem np. z kwaśnego twarogu, szpinaku lub mięsa.
Jeśli znajdziemy czas na wyjazd poza stolicę, godną uwagi opcją wydaje się być oddalony o około 90 km Nowy Sad (serb. Novi Sad). O ile nie dysponujemy własnym środkiem transportu, możemy skorzystać z nieźle funkcjonującej komunikacji publicznej – autobusy z głównego dworca przy ulicy Železničkiej odjeżdżają średnio co pół godziny. Drugie według wielkości miasto kraju (280 tys. mieszkańców) znacznie różni się od Belgradu, co ma ścisły związek z jego odmiennymi dziejami. Nowy Sad, stolica okręgu autonomicznego Wojwodina, został bowiem założony pod koniec
XVII wieku przez Austriaków i przez kolejne dwa stulecia pozostawał pod ich panowaniem. Zresztą do dziś można określić go jako typowe środkowoeuropejskie miasto naznaczone klimatem imperium Habsburgów. By oddać prawdę, początek miastu dał Petrovaradin – potężna twierdza na przeciwnym, wysokim brzegu Dunaju, która miała bronić austriackich zdobyczy przed Turkami. Mimo ciężkich bombardowań w czasie Wiosny Ludów (w ruinę obrócono wówczas 70% zabudowy miasta), w Nowym Sadzie zachowało się co najmniej kilkanaście godnych uwagi zabytków, w tym efektowny ratusz, strzelisty kościół NMP (zwany przez miejscowych katedrą) oraz secesyjny gmach synagogi z początku XX wieku. Uroku miastu dodają deptaki w ścisłym centrum, już wiosną wypełnione ogródkami kawiarnianymi (swoiste „zagłębie” rozrywkowo-kulinarne miasta to okolice wspomnianej katolickiej katedrali), a odczuwany tu kreatywny ferment miasto zawdzięcza licznej, niemal stutysięcznej społeczności studenckiej. Warto też przeprawić się na przeciwny brzeg Dunaju – do twierdzy Petrovaradin, która w sensie administracyjnym jest osobnym miastem, z dużo bardziej senną, ale nie mniej urokliwą atmosferą. Nowy Sad oddalony jest około 500 km od Adriatyku, ale jeśli bliskie są nam klimaty stricte wakacyjne, w upalny dzień możemy udać się – podobnie jak setki mieszkańców miasta – na szeroką piaszczystą plażę nad Dunajem (w okolicy mostu Wolności). Najsłynniejszym wydarzeniem odbywającym się w Nowym Sadzie (na terenie twierdzy) jest EXIT – organizowany od 2000 roku festiwal różnych gatunków muzyki (przede wszystkim rocka oraz muzyki tanecznej). Każdego roku impreza przyciąga około 200 tys. gości z całego świata.
www.lot.com (lot)
www.trivago.pl, www.booking.com (nocleg)
www.tob.rs (rezerwacja wizyty w pałacu królewskim)
www.inyourpocket.com/belgrade (przewodnik turystyczny w języku angielskim)
{„id”:”1273285″,”name”:”e-Dentico oferta specjalna”,”hash”:”bbe51e7aca44cd906b6e”,”slug”:”7a8ec616″,”content”:null,”testId”:null}